sobota, 1 sierpnia 2015

Epilog

W czasie kiedy Justin'a odwiedził "szef" , Lily walczyła o życie. Jej stan zdrowia szybko się pogorszył. Lekarze robili wszystko co w ich mocy, ale im się to nie udawało. Dawali jej jeszcze dwa tygodnie życia, nie myśląc, że jej stan może się pogorszyć w przeciągu jednego dnia. Niestety, zbyt szybko się poddali i Lily zmarła. Nie było jej już na tym świecie.
Gdy rodzina i przyjaciele się o tym dowiedzieli pogrążyli się w smutku. Justin najgorzej znosił myśl, że już nigdy nie zobaczy swojej ukochanej. Mimo tego, jak bardzo chciał być na pogrzebie swojej księżniczki nie mógł. Bał się, sam nie wiedział czego. Tego że się rozklei i wyjdzie na mięczaka? Nie, nie tego, bał się reakcji jej rodziny, chciał ich przeprosić, jak i samą Lily za to że nie zrobił tego co miał za zadane, bał się spojrzeć im wszystkim w oczy. Nie zniósł tego bólu. Pewnego wieczoru naćpał się i zalał w trzy dupy, po czym wsiadł do samochodu, z prędkością 160 km/h wjechał w drzewo. Zmarł na miejscu. Zrobił to z tęsknoty i rozpaczy. Może nie było to mądre, ale dla niego w tej chwili liczyło się tylko to, żeby być jak najbliżej swojego aniołka ...

 
~*~
 
To koniec tego opowiadania :( Wiem, zawiodłam was, nie dość że nie dodawałam rozdziału bardzo długi czas, to teraz wyjeżdżam z epilogiem. Bardzo was przepraszam, możecie mnie zabić ...
Dziękuję że byliście ze mną przez ten czas, nie mogę powiedzieć że długi, ech ... :(
 
 
Chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że opowiadanie Do Not Waste Life będę pisała również na wattpadzie i jeśli ktoś woli czytać opowiadania właśnie tam to zapraszam, rozdziały będą dodawane w tym samym czasie co tu :) https://www.wattpad.com/story/46194982-do-not-waste-life

niedziela, 31 maja 2015

10 " It's not your business "

Lucas Pov's

Domyśliłem się że sprawcą wypadku, o który oskarżony jest Justin, tak na prawdę jest mój brat. Zacząłem go dopytywać o tą sprawę, w wyniku czego doszło do awantury. Szlag mnie trafia o to, że człowiek, który uratował mi życie sam ma kłopoty. Zdenerwowany poszedłem do lasu, gdzie usłyszałem rozmowę. Stanąłem za drzewem i zacząłem przysłuchiwać się rozmowie, bo wydawało mi się, że rozpoznaje jeden głos
          - No dobra, a kto za niego zapłaci? - usłyszałem starszego faceta. Słyszałem po głosie, że był zdenerwowany
          - Ja ... tylko daj mi trochę więcej czasu, proszę - od razu rozpoznałem ten głos. Był to mój przyjaciel Justin, i byłem przekonany, że to chodziło o mnie
          - A tobie co się stało? Nie poznaje Cię - odezwał się nagle do Jusa zaskoczony
          - Chcę spłacić jego dług i kończę z tym.
          - Ty myślisz, że powiesz " kończę w tym " i ja ot tak się zgodzę, bo ty jesteś Justin? - zapytał z kpiną w głosie - Odpuściłem już chłopaka, nie za dużo byś chciał?
          - Pamiętasz co kiedyś dla ciebie zrobiłem ... przysługa za przysługę
            - Żyjesz jeszcze tylko dla tego, że cię lubię. Masz tydzień czasu - odpowiedział mu po czym nieznajomy odszedł. Wtedy wyszedłem zza drzewa i na niego spojrzałem
          - Dlaczego to robisz? - spytałem z wyrzutem - Bo się zmieniłem, mam swoje powody - odpowiedział i zacisnął szczękę
          - Wiem już o tym, że sprawcą wypadku był mój brat, a nie ty ...
          - Wiem o tym, byłem z tym na policji, nie musisz się wysilać - wysyczał przez zaciśnięte żeby, nie miałem pojęcia co go tak mogło zdenerwować. Wyminął mnie i odszedł.

Justin Pov's

Moją głowę zaprzątały myśli o Lily. Nie miałem pojęcia jak mógłbym jej pomóc. Pomyślałem że pojadę do szkoły, ustalić szczegóły związane z tym koncertem charytatywnym. Przecież ona nie może umrzeć, jest całym moim życiem. Gdyby wiedziała jak ją kocham, może bardziej walczyłaby o swoje życie. Spotkałem się z panią Poppins, prosić by przyśpieszyć imprezę, bo Lily zostało dwa tygodnie życia
          - O Jezus, Maryja! Dziecko co ty do mnie mówisz?! Jest aż tak źle? - pokiwałem głową
          - Biegnij do radio węzła i ogłoś, że koncert na rzecz Lily nie odbędzie się za tydzień w sobotę, tylko jutro - pierwszy raz w życiu jej posłuchałem i tam pobiegłem. Wpadłem tam i zrobiłem to, o co prosiła mnie matematyczka
          - Hey, tutaj Justin i mam do przekazania bardzo ważną wiadomość. Jak już wiecie za tydzień miała być organizowana impreza dla Lily Williams, jestem tutaj po to, aby Was poinformować, że koncert jest przeniesiony na jutro. W tym momencie liczy się każda minuta, poproście swoich rodziców i bliskich, żeby poszli na badania typowania antygenów zgodności tkankowej HLA. Pamiętajcie, że w tej chwili w naszych rękach jest życie Lily. Dziękuję za wysłuchanie - powiedziałem i wybiegłem ze szkoły. Pojechałem do szpitala, gdzie w laboratorium pobrali mi krew na zgodność tkankową HLA. Teraz zostało mi uzbroić się w cierpliwość i czekać na wyniki.

*tydzień później*

Ten tydzień był bardzo ciężki i z tego wszystkiego zapomniałem o długu, który obiecałem spłacić za Lucasa. Kiedy wszedłem do domu, czekał już na mnie szef
          - Tydzień dobroci się skończył. Masz mój hajs?
          - Słuchaj Tony ... - nie zdążyłem dokończyć bo mój szef, w ściekłości zdążył mnie uderzyć
          - Pozwól mi dokończyć - powiedziałem błagalnym głosem. Nie posłuchał mnie. Uderzył mnie jeszcze dwa razy w twarz i złapał mnie za szyję. Wtedy już nic nie mogłem zrobić. Ścisnął mnie tak mocno i na tyle długo, że zacząłem  się bać o własne życie. Gdy już traciłem świadomość i przestałem się bronić, rzucił mną o podłogę, usiadł na mnie i zaczął ponownie okładać mnie pięściami. Krzyczał "przeproś!". Na prawdę chciałem to zrobić, ale walczyłem wtedy o oddech, po duszeniu mnie. Wypowiedzenie tych słów były dla mnie niemożliwe. Nie wiem ile czasu mnie bił, ale przestał w ostatnim momencie, kiedy już dławiłem się krwią
          - Masz dwa dni - powiedział i poszedł. Leżałem jeszcze parę minut na podłodze, nim zdołałem wstać. Zadzwoniłem do Ryana i powiedziałem żeby szybko przyjeżdżał.
Gdy Ryan mnie zobaczył, tak się zdenerwował (miałem całą twarz we krwi) aż wykrzyczał, że go zabije
          - Odpuść. To moja sprawa - powiedziałem szeptem ...

~*~
 
Cześć i czołem!
Jak Wam się podoba nowy rozdział ? Mi najbardziej podoba się koniec, a Wam ? Chciałabym podziękować za ponad 12 tyś. wyświetleń, a za prawie 13 tysięcy. Bardzo za to dziękuję.
I na koniec proszę o komentowanie, to bardzo ważne. 


         

niedziela, 24 maja 2015

9 " I was helpless "

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM

Justin's Pov

Ucieszony, że wreszcie może oczyszczony z zarzutów w związku z wypadkiem Lily, chciałem jak najszybciej do niej pojechać i powiedzieć co się stało. Wpadłem do szpitala ucieszony jak małe dziecko zabawką, które dostało pod choinkę. Kiedy wszedłem do sali nagle stanąłem jak wryty, była pusta. Wiedziałem że musiało się coś stać. Pobiegłem do dyżurki lekarskiej żeby dowiedzieć się, gdzie jest Lily.
          - Teraz nie mam czasu, Lily jest na OIOM-ie jest z nią źle, właśnie do niej biegnę - zanim zdążyłem coś powiedzieć lekarz się wtrącił. Od razu pobiegłem za nim, przez szklane drzwi zobaczyłem jak ją reanimowali. Trwało to z 20 minut, poczułem się jak dziecko, tym razem bezradne. Nie mogłem powstrzymać łez, nie wiedziałem co mam robić. Zauważyłem lekarza kierującego się w moją stronę. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie uważnie
          -  Nie będę owijać w bawełnę ... - był bardzo poważny, a wiedziałem że jeżeli lekarze mówią takim sposobem, to musi byś źle. Spojrzał mi w oczy i zaczął mówić
          - Jeśli nie znajdzie się dawcy w ciągu dwóch tygodni, ona umrze. Na razie jest w śpiączce farmakologicznej co pozwoli jej trzymać się przy życiu, ale radzę się pospieszyć... - wstał i odszedł. Nie mogłem czekać. Zadzwoniłem do mojej mamy, chciałem się dowiedzieć czy coś udało im się zrobić w tej sprawie. Odebrała po trzech sygnałach
          - Cześć synku, jak tam u ciebie? - spytała entuzjastycznie. Ta kobieta miała niezwykłe podejście do życia
          - Źle - odpowiedziałem ponuro i znowu zacząłem płakać, co od razu zauważyła moja rodzicielka. Nawet nie musi mnie widzieć a wie co robię
          - Justin co się stało? - zapytała poważniej. Słyszałem w jej głosie przejęcie i zdenerwowanie
          - Z Lily jest źle, lekarz powiedział, że jeśli nie znajdziemy dawcy do dwóch tygodni ona umrze. Rozumiesz, umrze ?! - wydarłem się i zacząłem płakać jak małe dziecko. Nie wiedziałem co bym zrobił gdyby jej zabrakło ...
          - A-ale jak to? - zająkała się i wręcz widziałem to jak zaczęła płakać
          - Zadzwoniłem spytać się, czy już coś załatwiliście - powiedziałem z nadzieją w głosie. Podniosłem głowę i zauważyłem pielęgniarki, które patrzyły na mnie ze współczuciem
          - Tak, tak już wszystko załatwione. Tata sprowadził najlepszego lekarza, który pomoże Lily. Przyjedziemy za dwa dni, czekaj na nas - powiedziała z drżącym głosem i rozłączyła się. Postanowiłem pójść do niej
          - Proszę pana, tam nie wolno wchodzić - usłyszałem kobiecy głos i odwróciłem się. Zauważyłem starszą kobietę uśmiechającą się do mnie słabo
          - Czy pani wie jak ja się czuję? Proszę, chociaż na chwilę - zacząłem ją błagać. W tej chwili mógłbym nawet paść na kolana i prosić ją, żeby pozwoliła mi tam wejść
          - Nie wiem jak pan musi się czuć, ale wiem że nie mogę pana tam wpuścić.
 Przykro mi - nie zamierzałem z nią dyskutować. I tak do niej wejdę, tylko jak ta baba sobie pójdzie. Na razie pojechałem do szkoły, żeby poinformować o wszystkim jej przyjaciółkę. Mamy razem wszystkie lekcje, stąd wiem że ma jeszcze trzy godziny, ale mogę się założyć, że w takiej sytuacji nauczyciele ją puszczą. Właśnie zadzwonił lekcję na matematykę. Ugh, będę musiał patrzeć na taż wredną, ropuchę. Wszedłem do sali, wszyscy skierowali swój wzrok na mnie
          - O pan Bieber, postanowiłeś przyjść na lekcję? - udawała zaskoczoną, jak ona mnie wkurwiała
          - Nie, przyszedłem porwać Rose - powiedziałem, i nie przejmując się nikim skierowałem się w stronę jej ławki i chwyciłem ją za rękę żeby wstała. Ciągnąłem ją za sobą. Nagle na drodze stanęła nauczycielka
          - Co ty wyprawiasz? - podniosła trochę głos, na co w klasie zrobiło się tak cicho jak nigdy
          - Już mówiłem, porywam Rose - nie przejąłem się nią, ominąłem nauczycielkę i zacząłem iść dalej
          - Będziesz miał problemy Justin - powiedziała jakby ... z przejęciem? No nie wierzę, jeszcze tego brakowało, żeby to coś się o mnie martwiło
          - Mam w dupie ciebie i te problemy - warknąłem zirytowany i wyszedłem. Dziewczyna zaczęła się wyrywać, ale przygwoździłem ją do ściany i powiedziałem jej wszystko, co się dziś wydarzyło. Zaczęła płakać. Powiedziała że tam jedzie, ale nadal woli autobusem niż ze mną i poszła - ona się nigdy nie zmieni - pomyślałem o poszedłem. Postanowiłem że przejdę się do szpitala. Kiedy szedłem zauważyłem jakąś postać, później się przekonałem że to mój "szef". Wiedziałem że to nie przypadek, i że mam przerąbane.
          - Witaj Bieber - uśmiechnął się cwaniacko - Mam takie pytanie... bo dziś rano widziałem Lucasa, i co mnie zdziwiło on był cały i zdrowy. Dlaczego go nie zabiłeś? - widziałem że był nieźle wkurzony - Bo kiedy wszedłem do jego domu i zobaczyłem całą rodzinę to zrobiło mi się go żal - powiedziałem szczerze, pewnie pomyślał że mięczak ze mnie, no ale kurde, znam się z Lucasem od pieluchy
          - No dobra, a kto zapłaci za niego - spytał zniecierpliwiony i spojrzał na mnie surowo
         - Ja ... tylko daj mi trochę więcej czasu, proszę - popatrzyłem na niego błagalnie
         - Żyjesz jeszcze tylko dla tego, że cię lubię. Masz tydzień czasu - powiedział i odszedł. Kiedy się odwróciłem zauważyłem stojącego za mną Lucasa ...

~*~
 
Oto nowy rozdział. Szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam bo pod tamtym rozdziałem było tylko 6  komentarzy. Nie sądziłam że to zrobię rozdział pojawi się wtedy kiedy będzie 10 komentarzy. Wtedy szybciej pojawi się rozdział. Proszę komentujcie ...

niedziela, 17 maja 2015

8 " I believe him "

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ
TO WAŻNE!!
Lily Pov's

Justin wyszedł od razu kiedy się obudziliśmy, żeby nikt nie zauważył że został tu na noc. Chwilę po wyjściu Jusa w drzwiach zauważyłam jakieś dwie postacie, pomyślałam że to może pielęgniarka przyszła wraz z doktorek lecz później zorientowałam się że to jest dwóch policjantów, którzy szli w moją stronę
          - Dzień dobry - podeszli bliżej i uśmiechnęli się w moja stronę. Wyglądało to jakby mieli to już przećwiczone i jeszcze ten miły ton głosu. Nic nie odpowiedziałam tylko popatrzyłam w ich stronę pytającym wzrokiem
          - Przyszliśmy zadać parę pytań - no chyba wiem, inaczej byście tu nie przychodzili - pomyślałam i w myślach przewróciłam oczami
          - Jak doszło do potrącenia - zapytał i patrzył na mnie uważnie. Opowiedziałam mu wszystko zgodnie z prawdą, a oni patrzyli się tylko na mnie i coś tam zapisywali w tym swoim notesie. Kiedy skończyłam pokiwali głową i wyszli.

Police Pov's

          - Nie wydaje ci się że ona coś kręci? - zapytałem swojego wspólnika, nie bardzo przekonany co do zeznań tej dziewczyny
          - Nie mam pojęcia, według mnie była całkiem przekonująca - odpowiedział mi pewnie i zatrzymał obok samochodu
          -  Tak jakby ten cały Bieber przyszedł do niej i kazał jej to powiedzieć, wydawało to mi się za bardzo wierszykowate. Jakby nauczyła się tego tekstu na pamięć i nam to ślicznie wyrecytowała. Obie wersje są takie same a nie wierzę, że to co mówił Bieber to może być prawda - odezwałem się pewny swojej racji i wsiedliśmy to radiowozu.
          - Na prawdę nie mam pojęcia co o tym mam myśleć. Może ten chłopak na prawdę mówił prawdę. Skąd wiesz że tak nie jest? - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem
          - Niech ci będzie - mruknąłem. Nagle usłyszałem głos wydobywający się przez radio, który mówił że musimy jechać do wypadku ...

Jusitin Pov's

Kiedy wychodziłem ze szpitala od Lily zadzwonił do mnie kumpel. Powiedział że mam załatwić jednego gościa bo wisi nam za dragi. Miałem mu powiedzieć że tego nie zrobię, ale rozłączył się. Wiem, obiecałem Lily że z tym skończę, no ale to sytuacja awaryjna. Kiedy podjechałem pod dom Lucasa Birda. Zauważyłem na jego podjeździe stoją jeszcze dwa inne samochody, pewnie goście - biedni, będą widzieć jak zabijam ich bliskiego - pomyślałem. Zapukałem do drzwi, chwile tam stałem aż wreszcie otworzyła jakaś starsza pani - jeszcze dzieci tu brakuje - pomyślałem. W co ten człowiek się wpakował, nawet żal mi się go zrobiło, ale praca to praca
          - Co pana tu sprowadza - zapytała kobieta wyglądającą na sympatyczną.
          - Chcę porozmawiać z Lusacem, jestem jego kumplem... - uśmiechnąłem się lekko do kobiety - Już go wołam - czekałem, aż wreszcie przyszła i powiedziała żebym wchodził do środka. Wszedłem i zobaczyłem całą rodzinkę. Chyba nie był zadowolony z mojej wizyty bo wyraźnie wyglądał na zaskoczonego
          - Wyjdźmy na teras - odezwał się nagle na co tylko pokiwałem głową
          - Widzisz jaką mam dużą rodzinę, rodzice nie pracują i ja muszę ich wszystkich utrzymać. Daj mi jeszcze parę dni - popatrzył na mnie błagalnie - Umówmy się tak, że tego długu już nie ma, do mnie już nie przychodź bo już w tym nie siedzę i ty też już w tym nie siedzisz - widziałem że był w szoku, nie wiedział jak zareagować
          - Na serio? - nie wierzył mi - Tak dziś mam dzień dobroci dla zwierząt - oboje zaczęliśmy się śmiać jak za dawnych lat - Co chcesz w zamian? - Zaopiekuj się swoją rodziną - uśmiechnąłem się szczerze - Dziękuję - Podziękuj Lily, mojej dziewczynie bo leżałbyś już martwy. Powodzenia brachu - powiedziałem i wyszedłem - teraz musze uświadomić Lily że od dziś jest moją dziewczyną - pomyślałem. Kiedy byłem pod domem moją uwagę przykuł poobijany samochód. Pomyślałem że pojadę na komendę, powiem o samochodzie i przy okazji oczyszczę się z zarzutów. Na komendzie zapytałem o funkcjonariuszy którzy prowadzili tę sprawę. Powiedziałem że mam cos ważnego do powiedzenia. Kazali mi iść do pokoju nr. 215. Kiedy wszedłem zauważyłem dwie znajome twarze
          - Już przemyślałeś sprawę i chcesz się przyznać - zapytał ten grubszy - Nie, bo nie mam się do czego przyznawać ale na ulicy Baker Street 63 stał rozbity samochód, myślę że jego właściciel miał coś wspólnego z potrąceniem Lily - odpowiedziałem
          - Dlaczego mamy Ci wierzyć - odpowiedział ten ze śmiesznym wąsikiem - Nie musicie, ale sprawdźcie to. Proszę - popatrzeli na siebie i powiedzieli żebym już poszedł.

Lily Pov's

Siedziałam z Rose która mówiła o szkole. Nawet jej nie słuchałam tylko przytakiwałam żeby nie było. Odkąd Jus wyszedł cały czas o nim myślę
          - Wszyscy Cię pozdrawiają i z dyrekcją w szkole postanowiliśmy że odbędzie się koncert charytatywny a najśmieszniejsze jest to że na tan pomysł wpadła pani MacNeal. Wszystkiego się po niej spodziewałam ale nie tego, jak taka hetera mogła wpaść na taki pomysł, no ale jak widać cuda się zdarzają - obie wybuchłyśmy śmiechem, tak głośno śmiałyśmy się, aż przyszła oddziałowa spytać czy wszystko w porządku. Pokiwałyśmy głową na tak i jeszcze głośniej zaczęłyśmy się śmiać. Zaczęła się pytać co tam z tą chorobą i wszystko jej dokładnie opowiedziałam
          - Muszę Ci coś powiedzieć - popatrzyłam na nią poważnie - Weź mnie nie strasz tylko mów - zauważyłam że się zdenerwowała
          - Justin został tu na noc i ... chyba się zakochałam - kiedy to powiedziałam miała oczy wielkości pięciozłotówki
          - Te kroplówki Ci chyba zaszkodziły, to nie jest chłopak dla ciebie. Wiesz że on jest dilerem? - zła to słowo które jej nie opisywało, ona była wściekła
          - Obiecał mi że z tym skończy - odpowiedziałam przekonana
          - Zrozum to, że on mówi to co chcesz usłyszeć a nie to co czuje - starała się mnie przekonać - Ja mu wierzę - moja pewność siebie trochę zmalała ale nie dałam jej tego odczuć
          - Jesteś naiwna - powiedziała i pokręciła głową - Nazywaj to jak chcesz ale ja mu wierzę, jestem prawie pewna że on też mnie kocha ale nie wie jak mi to powiedzieć, obiecaj że to będzie nasz słodki sekret - westchnęła głośno, powiedziała ciche obiecuję i wyszła. Zostałam sama.

~*~
 
Jak podoba Wam się nowy rozdział? Szczerze mi się podoba. Zapraszam na moje nowe ff Do Not Waste Life i zapraszam do komentowania tego rozdziału jak i prologu. Do następnego :*

niedziela, 10 maja 2015

Pytanie do Was!

Mam takie pytanie, czy chcielibyście żebym pisała drugie fanfiction. Powiem szczerze już dłuższy czas o tym myślałam to nie było tak spontanicznie, ale chciałabym się dowiedzieć czy Wy byście chcieli. Jeśli nie to odstawie je i zacznę pisać po zakończeniu tego ff. Jestem już prawie pewna waszych odpowiedzi ale tak czy tak spytałabym się Was. Można powiedzieć że mam już bohaterów i tą całą historię. Czekam na opinie, co o tym sądzicie. Do następnego rozdziału *.*

sobota, 9 maja 2015

7 " I really care about her "

Justin Pov's

Kiedy się o tym dowiedziałem, pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co powiedzieć i jak się zachować. Poleciały mi łzy. Nie wiedziałem czy ze strachu czy z rozpaczy. Przeprosiłem ją za wczorajsze zachowanie i obiecałem jej że wszystko będzie dobrze, chociaż sam w to nie wierzyłem. Wiedziałem że muszę ją wspierać, że nie mogę się poddać. Wtedy do mnie dotarło, że w życiu są ważniejsze rzeczy jak imprezy, kumple, wyścigi i narkotyki ... Z myśli wyrwały mnie kroki, kiedy się odwróciłem dostrzegłem doktora
     - Nie będę owijał w bawełnę, potrzebny jest przeszczep szpiku i już zapisałem Cię na listę oczekujących, teraz nie pozostało nic tylko czekać - powiedział i wyszedł. Nagle do głowy wpadł mi wspaniały pomysł
- ... Wiem! Mam wpływowych rodziców, mają dużo znajomych. Poproszę ich żeby nagłośnili Twoją sprawę. Może nie mam z nimi najlepszego kontaktu ale wiem, że jak im powiem to zrobią wszystko żeby Ci pomóc, Lily. Jeszcze chwilę z nią posiedziałem, powiedziałem że przyjdę do niej później, bo muszę jechać do rodziców. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do Queens. Przez całą drogę myślałem jakie to mnie szczęście spotkało że poznałem Lily i dotarło do mnie że zaczyna mi na niej zależeć. Wszedłem do domu, mama uściskała mnie na przywitanie i zapytała czy mam jakiś problem bo nie wierzyła że pojawiłem się bezinteresownie. Poszła do kuchni zrobić nam moją ulubioną gorącą czekoladę, po paru minutach weszła do salonu trzymając dwa kubki w rękach i usiadła obok mnie
     - Powiedz co Cię trapi? - uśmiechnęła się ciepło i powiedziała że zamienia się w słuch. Zacząłem opowiadać jej wszystko od początku - Poznałem taką dziewczynę ... - nie dokończyłem bo mama cicho się zaśmiała - Noo, może już wcześniej ją obserwowałem - poprawiłem się, a uśmiech na ustach mojej matki od razu zmniejszył się - I się tak "spotykaliśmy", pewnego dnia kiedy w drodze do mojego domu pokłóciliśmy się i kazała mi się zatrzymać, to się zatrzymałem. Wysiadła i gdzieś poszła a ja odjechałem w całkiem przeciwną stronę - odchrząknęła więc przestałem mówić - No i co? Dojdź do konkretów Justin - pośpieszała mnie moja matka - Daj mi dokończyć - powiedziałem podirytowany, to jest wspaniała kobieta ale strasznie niecierpliwa - Następnego dnia od Ryana dowiedziałem się że została potrącona i do tego jestem podejrzany, ale mniejsza z tym. Postanowiłem pójść do niej do szpitala, zauważyłem że płacze więc spytałem się o co chodzi a ona powiedziała mi że ma białaczkę - powiedziałem i zamilkłem. Cisza trwała parę minut kiedy przerwało ją westchniecie mojej mamy - I chcesz żebyśmy z ojcem jej pomogli - to brzmiało bardziej jak stwierdzenie a nie pytanie, przytaknąłem głową - A zależy Ci na niej chociaż - spytała patrząc mi prosto w oczy. Nawet nie wie jak bardzo
     - Justin, jesteś moim synem i mnie nie okłamiesz, przecież widzę że zależy Ci na niej, inaczej nawet byś tu nie przyjeżdżał - ona potrafi mnie rozgryźć - No dobra, nawet nie wiesz jak bardzo mi na Lily zależy, to co pomożecie mi ... jej ? - uśmiechnęła się ciepło i przytknęła głową - Czyli ma na imię Lily, ładne imię - uśmiech nie znikał jej z twarzy, widziałem że była szczęśliwa, byłem jej wdzięczny za to że pomoże Lily - Zostaniesz na kolacji, ojciec zaraz powinien wrócić z pracy i porozmawiamy o tej sprawie - z pół snu wyrwał mnie głos mojej matki, patrzyła na mnie szczęśliwymi a za razem zmartwionym wzrokiem, jest co niesamowita kobieta, zawsze wiedziała jak mnie pocieszyć
     - Jasne - odpowiedziałem posyłając jej lekki uśmiech. Poszedłem za nią do kuchni gdzie zaczęliśmy przyrządzać kolację. Chwilę później usłyszałem przekręcanie kluczy w zamku i do domu wszedł mój ojciec, nie widziałem go 2 lata. Kiedy mnie zobaczył miał oczy wielkości pięciozłotówki - Co tu robisz? - zapytał się zadziwiony. Wszedł dalej do salonu gdzie położył swoją wielką, czarną torbę. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść
     - Co się stało, że po tak długim czasie przyjechałeś odwiedzić swoich starych rodziców? - och, czy każdy musi mówić że mam jakiś powód, no chociaż gdybym go nie miał to bym tu nie przyjeżdżał - Powiem w skrócie, moja przyjaciółka ma białaczkę i chciałbym żebyście pomogli mi - jej pomóc - widać było że się zastanawiał, ale po chwili się zgodził - Dobrze, zorientuję się co da się zrobić i dam Ci znać, czekaj na telefon - rozmawialiśmy jeszcze a kilku innych mniej ważnych sprawach. O godzinie 18 zacząłem się zbierać bo chciałem jeszcze odwiedzić w szpitalu Lily. Wsiadłem do samochodu i postanowiłem jechać drogą którą mało kto jeździ. Jadąc 160 km/h dojechałem w godzinę. Gdy wszedłem do sali zauważyłem Rose. Wiedziała już o wszystkim i patrzyła na mnie z nadzieją w oczach, wiem że chciałaby usłyszeć że już wszystko załatwione - Udało się? - usłyszałem lekko zachrypnięty, cichutki głosik Lily - Tata powiedział że jak się czegoś dowie to da mi znać - uśmiechnąłem się ciepło i usiałem obok niej - Ja już pójdę - powiedziała cicho Rose i wyszła a ja postanowiłem zostać z Lily. Położyłem się obok niej na niewygodnym łóżku szpitalnym i usnęliśmy.

~*~
 
Ogłoszenia parafialne
Przepraszam że tak długo nie było nowego rozdziału, i po tak długim czasie przychodzę do Was z tak krótkim rozdziałem, po prostu miałam blokadę i gdyby pewna osoba nie pomogła by mi go napisać to obawiam się że pojawiłby się dopiero w następnym tygodniu. Następny rozdział postaram napisać się lepszy. Jak podoba Wam się nowy wygląd bloga? Pamiętajcie o pisaniu z hasztagiem #OneLastTimeJBFF

sobota, 2 maja 2015

Informacja

Niestety to nie nowy rozdział, mam do przekazania parę informacji

1. Niestety jutro nie pojawi się nowy rozdział ponieważ moja kuzynka ma komunię i nie będę miała czasu kiedy go dodać, prawdopodobnie pojawi się w tygodniu

2. Na twitterze założyłam konto poświęcone temu fanfiction, informować o nowych rozdziałach również będę przez to konto. Kto jeszcze nie wszedł niech to zrobi @onelasttimejbff :) Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć to pytajcie na tym tt lub w zakładce kontakt  

3. Proszę o pisanie na twitterze z hasztagiem #OneLastTimeJBFF żeby rozsławić bloga, bardzo o to proszę

4. Na koniec chciałabym podziękować za ponad 5,660 wyświetleń, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak się cieszę że komuś może podobać się moje opowiadanie i że ktoś docenia moje starania. Moje pierwsze ff to była porażka i nie spodziewałam się że to odniesie 'jak dla mnie' taki sukces. Dziękuję z całego serca <3 Jesteście niesamowici :*

niedziela, 26 kwietnia 2015

6 " Do you have leukemia "

Lily Pov's

Rano obudziła mnie pielęgniarka mówiąc że zaraz podadzą śniadanie. Jeszcze zaspana wzięłam telefon i zobaczyłam która godzina - czy oni są nienormalni - pomyślałam, no bo kto normalny budzi kogoś o 8:12. Miałam się położyć od nowa kiedy do moich uszu dotarł głos jednej z pielęgniarek
     - Panno Lily po kolacji doktor do ciebie przyjdzie, ma ci coś do powiedzenia - odpowiedziała i słabo się uśmiechnęła. Nie wiem czego się spodziewać, wczoraj miałam jeszcze robione badania a jutro miałam wyjść i myślę że to nie zapobiegnie zmianom. Chwilę później otrzymałam śniadanie. Wyglądało tak samo jak i smakowało, czyli okropnie. Nie mam pojęcia co oni dodają do tego jedzenia. Chwilę po porze śniadaniowej przyszedł lekarz tak jak mówiła pielęgniarka. Jedyne co mnie zdziwiło to to że nie miał uśmiechu na ustach tylko był ... smutny i jakby zawiedziony? Podszedł do mnie powoli jakbym zaraz miała go zabić czy coś
     - Wszystko w porządku? Jutro mam wyjść prawda? - powiedziałam uśmiechając się, ale kiedy zauważyłam jego grymas od razu uśmiech zszedł mi z ust - Coś nie tak? - zapytałam niepewnie, szczerze już zaczęłam się martwić
      - Panno Williams - westchnął cicho siadając na krzesełku obok mnie. On nie patrzył mi w oczy, co oznaczało że cos się stało. Wiem to bo znam ludzi - Niestety zostanie pani tutaj na dłużej, nie wiem na ile dokładnie ale wyniki nie są najlepsze - przestał nagle mówić, czułam a wręcz wiedziałam że nie mówi mi prawdy. Wtedy to już całkiem się przeraziłam
     - Czegoś pan mi nie mówi - popatrzyłam na niego, wtedy zobaczyłam jego smutne oczy - Proszę być ze mną szczerym, o co chodzi - nie dawałam za wygraną. Przegryzłam wargę oczekując na jakąś odpowiedź
     - Ma pani białaczkę - po tych słowach lekarz wstał i wyszedł z tej sali szybciej niż wszedł. Nie wierzę w to, to nie może być prawda. Byłam gotowa na wszystko tylko nie na to. W tej chwili zaczęłam myśleć co złego zrobiłam w życiu że spotkała mnie taka kara. Zawsze słuchałam rodziców, byłam bardzo dobrą uczennicą, nawet zaczęłam przepraszać Boga za moje zachowanie w szkole i za to co mówiłam do nauczycieli, zaczęłam nawet się modlić żeby to tylko okazało się pomyłką ...

Justin Pov's

Siedziałem w salonie oglądając jakiś denny film kiedy usłyszałem jak ktoś dzwoni do moich drzwi. Niechętnie wstałem i do nich podszedłem po czym je otwarłem. Przede mną stało dwóch policjantów, jeden niski i gruby ze śmiesznym wąsikiem około 60-ki, a drugi trochę wyższy ale za to chudy miał może 30 lat może nawet nie
     - Pan Bieber? - spytał się już dobrzy mi znany stary funkcjonariusz policji - Ta - odpowiedziałem niepewnie. Domyślałem się o co może chodzić, no ale przysięgam na Boga że nie potrąciłem tej dziewczyny
     - Możemy wejść i porozmawiać? - odezwał się ten młodszy, ależ oni mnie irytują
     - Wchodźcie - odpowiedziałem bez żadnych emocji. Kiedy wszedłem do salonu od razu wyłączyłem telewizor i usiadłem na jednym z foteli
     - Czego chcecie? - zapytałem zirytowany na co ten stary dziadek odchrząknął
     - Mamy do ciebie parę pytań - miał mówić coś dalej ale mu przerwałem - To już wiem, a teraz możecie wreszcie zacząć zadawać te cholerne pytania bo nie mam czasu - nie chciało mi się z nimi gadać i myślałem że jak będę dla nich nie miły to se pójdą Bieber już tyle razy przychodzili do ciebie do domu i cię aresztowali a ty nadal myślisz że jak odezwiesz się do nich nie miło to sobie pójdą, ale jesteś głupi odezwał się głos w mojej głowie
     - Co robiłeś wczoraj między godzinami 16:46 a 17:09 - spojrzał na mnie surowo policjant którego znam już dobre parę lat, pierwszy raz powiem prawdę to będzie trudne
     - Byłem z dziewczyną - odpowiedziałem a ci popatrzeli na mnie podejrzanie
     - A jak się nazywała - powiedział tym swoim irytującym głosem młodszy policjant
     - Lily Williams, a co? - rozsiadłem się jeszcze bardziej na fotelu, teraz znając życie pewnie będą chcieli mi wmawiać że to ja ją potrąciłam. Ha przeliczą się
     - To pewnie wiesz że została potrącona przez samochód - obydwoje podnieśli brwi do góry - Obiło mi się coś o uszy - uśmiechnąłem się łobuzersko - Ale nie mam nic z tym wspólnego - dopowiedziałem po chwili ciszy. Obydwoje westchnęli i na siebie popatrzeli
     - Opowiedz nam jak doszło wczoraj do waszego spotkania i jak według ciebie się skończyło - odpowiedział glina ze śmiesznym wąsikiem - Okey - wziąłem głęboki oddech i zacząłem nawijać - Przyszedłem do niej do szkoły. Zauważyłem ją więc do niej podszedłem, po krótkiej rozmowie chciała iść na lekcję ale jej powiedziałem że i tak za chwilę kończą się lekcje więc moim zdaniem nie opłaca się na nią iść i żeby ten dzień spędziła ze mną, chwilę się zastanawiała ale się zgodziła. Weszliśmy do mojego samochodu i jechaliśmy w ciszy do czasu kiedy zaczął się o cos awanturować i zaczęliśmy się kłócić. Później zaczęła się drzeć że chce wysiąść więc zatrzymałem się na przystanku a ona wyszła trzaskając przy tym drzwiami samochodu. Od razu odjechałem, a potem nie wiem co się z nią stało. To wszystko? - widziałem że przez całą moją opowieść słuchali w skupieniu, nie mogą się mnie o nic czepić bo o dziwo mówiłem prawdę - Nie do końca ci wierzymy ale nich ci będzie, jeszcze porozmawiamy z panną Williams i się dowiemy czy to prawda - wstali i kierowali się w stronę drzwi kiedy przyszło mi do głowy żeby przyjechać do niej do szpitala, tylko nie wiedziałem do którego - W jakim szpitalu ona leży, chce ją odwiedzić - młodszy miał już coś powiedzieć kiedy mu przerwałem - Mam na to prawo - cicho westchnęli i niechętnie mi powiedzieli - Jedź do *Mount Sinai Hospital - odpowiedział i wyszli. Chwilę po nich wyszedłem ja i wsiadłem do swojego samochodu. Jechałem 150 km/h ale co tam. Do szpitala dojechałem w dwadzieścia minut. Zauważyłem recepcjonistkę i do niej podszedłem - Gdzie leży Lily Williams - spytałem prosto z mostu nie pozwalając jej nawet na zapytanie się czy w czymś może pomóc - Jest pan kimś z rodziny - wiedziałem że zada to pytanie, irytowało mnie to że w każdym szpitalu się o to pytają o inaczej nic się nie można dowiedzieć, co za kretyn to wymyślił
     - Jestem jej bratem - odpowiedziałem wysilając się na jakikolwiek uśmiech
     - Drugie piętro sala numer 48 - uśmiechnęła się do mnie ale nie zwracając na nią uwagi poszedłem w stronę windy i nacisnąłem guzik. Od razu do niej wsiadłem i nawet się nie zorientowałem a już byłem na odpowiednim piętrze. Kiedy znalazłem salę i do niej wszedłem zauważyłem płaczącą w kacie łóżka Lily. Nie wiedziałem co się mogło stać, przecież było w porządku, z tego co się dowiedziałem od mojego przyjaciela miała już jutro wyjść z tego szpitala. Usiadłem obok niej ale nawet na mnie nie popatrzyła
     - Co się stało? - zapytałem zaniepokojony Bieber co się z tobą dzieje, stary znowu ten cholerny głos - Odpowiedz mi - powiedziałem surowiej ale ani drgnęła - Proszę odezwij się - błagałem ją i wtedy popatrzyła na mnie swoimi załzawionymi oczami - Co jest? - odezwałem się łagodnie i ją przytuliłem - Mam białaczkę - powiedziała cicho swoim zachrypniętym głosem i  odwróciła swój wzrok na szybę. Jedyne o czym myślałem że to nie może być prawda ...

~*~
 
*Mount Sinai Hospital - szpital znajdujący się na Manhatanie
 
Hej, oto nowy rozdział, miały one być dłuższe i myślę że taki może być. Naprawdę nie dam rady pisać dłuższych. Przepraszam za błędy które mogą się w nim znajdować bo nie sprawdzałam. Proszę o komentowanie, takim sposobem wiem kto to czyta i komu podoba się to co pisze :) do następnego :*

niedziela, 19 kwietnia 2015

5 " Remember this girl "

Justin Pov's

Komu do cholery zachciało się do mnie dzwonić o jedenastej w sobotę - mruknąłem cicho do siebie kiedy usłyszałem dzwoniący telefon. Pomyślałem że jak nie odbiorę to się rozmyśli, ale nie dawał za wygraną
     - Czego - warknąłem podirytowany nawet nie patrząc kto dzwoni - Ciebie też miło słyszeć - odpowiedział sarkastycznie mój przyjaciel Ryan, czego on chce ode mnie tak wcześnie rano
     - Lepiej żebyś dzwonił w jakiejś ważnej sprawie, bo jak nie to po tobie - ostrzegłem go poważnym głosem, a to oznacza że jestem wnerwiony i lepiej żeby sprawa w której ktoś do mnie dzwoni była ważna
     - Pamiętasz tą dziewczynę, jak jej było ... - krótko się zastanawiał - Lily - w tej chwili nie wiedziałem o co chodzi, byłem z nią wczoraj
     - Tak, a co? - spytałem niepewnie, nie miałem pojęcia o co może chodzić
     - Wczoraj samochód ja potrącił, a wiem że byłeś z nią wczoraj - czy on co sugeruje
     - No i co z tego? - jeśli powie że to ja to dzięki za takiego przyjaciela, może jakoś za ta Lily nie przepadam, no ale bez przesady, nie potrąciłbym jej
     - Pomyślałem że to może ty - powiedział niepewnie jakby mnie się bał. W sumie dobrze, niech się mnie boi bardzo mi to schlebia
     - To źle pomyślałeś - odpowiedziałem nerwowo i się rozłączyłem. Przecież jakby tak pomyśleć to nie przeze mnie, no bo gdyby się nie awanturowała nie byłoby kłótni, a gdyby jej nie było nie wysiadła by z samochodu a wtedy nic by się nie stało. Nie myśląc o tym dłużej poszedłem wziąć prysznic. Wyszedłem z łazienki i miałem iść do kuchni zrobić sobie śniadanie, ale zadzwonił Chaz i powiedział że mamy robotę i mam szybko przyjechać do magazynów, więc wyszedłem z domu wsiadłem do swojego samochodu i odjechałem.

Lily Pov's

Kiedy otworzyłam oczy od razu zauważyłam że nie byłam w swoim pokoju. Ściany jak i sufit były białe, a ja byłam podpięta do różnych urządzeń. Nic nie pamiętam, nie wiem o co chodzi ale wiem że znajduję się w szpitalu tylko nie wiem dlaczego. Próbowałam się podnieść ale wtedy zatrzymał mnie głos lekarza
     - Dzień dobry pani Williams, jak się pani czuje? - zapytał jakby go to interesowało ... niestety to tylko i wyłącznie jego praca
     - Boli mnie trochę głowa - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, w tej chwili przekręciłam głowę w lewą stronę i zauważyłam że mam rękę w gipsie
     - Pielęgniarka da ci leki przeciwbólowe, na szczęście nic poważnego się nie stało, ale zostawimy panią na kilka dni na obserwacji - odpowiedział i wyszedł z sali w której się znajdowałam. Chwilę później koło mojego łóżka pojawili się zmartwieni rodzice
     - Dziecko co się stało - usłyszałam cichy głos mojej mamy. Co mam jej powiedzieć, że nie było mnie w szkole bo pojechałam gdzieś z obcym facetem, ale w trakcie drogi się z nim pokłóciłam i wysiadłam z jego samochodu i że nie pamiętam co się stało po tym jak poszłam przed siebie. To brzmi idiotycznie
     - Nie pamiętam - wiem że kłamstwo ciągnie za sobą drugie i że to złe n ale co miałam zrobić. W głowie miałam jeszcze jedno pytanie kto mnie potrącił i czy było to specjalnie czy przez przypadek. Co do tego kto mógł to zrobić do głowy przychodziła mi tylko jedna osoba, a mianowicie Justin, znaczy nie jestem pewna no bo po co miał by to robić ale może to przez tą kłótnię. Nie wiem, na prawdę nie wiem. Czy to było specjalnie ... też nie wiem, jak przechodziłam to jezdnia była pusta więc to trochę dziwne, tak jakby wyrósł spod ulicy. Nawet nie zauważyłam kiedy rodzice wyszli z sali - fajnie zostawili mnie tu sama - pomyślałam. O ironio. W tej chwili przyszła pielęgniarka z lekami dla mnie i innych pacjentów. Podała mi leki i już miała odchodzić kiedy się odezwałam
     - Przepraszam - zapytałam niepewnie - Czy mogłabym się gdzieś przejść? - spytałam z nadzieją. Szczerze mówiąc strasznie mi się tu nudzi i żeby zbić trochę czasu chciałam się chociaż gdzieś przejść. Za oknem zauważyłam drzewa i ławki, które częściowo były zajęte przez innych
     - Poczekaj chwilę, zapytam się lekarza - odpowiedziała uśmiechając się ciepło i wyszła. Byłam parę razy w szpitalu, ale pierwszy raz spotykam tak miłą pielęgniarkę. Nie minęło nawet dziesięć minut i znów się pojawiła przy moim łóżku
     - Możesz, tylko na chwilę i niedaleko bo nadal jesteś osłabiona - uśmiechnęła się lekko i wyszła. Ostrożnie się podniosłam, wstałam i wyszłam z sali. Od razu znalazłam drzwi które prowadzili na ten ogród przed szpitalem i usiadłam na jednej z ławek. Długo rozmyślałam nad tym co się stało. Nawet nie zauważyłam kiedy zdążyło się ściemnić. Z pół snu wyrwał mnie czyiś głos
     - Panno Williams już czas pójść do sali - odwróciłam się i zobaczyłam za sobą uśmiechającego się lekarza
     - Ma pan rację - odpowiedziałam i miałam już iść kiedy sobie o czymś przypomniałam
     - Kiedy stad wyjdę, dostanę wypis - popatrzyłam na niego, zauważyłam że się nad czymś zastanawiał
     - Może za dwa dni, a teraz idź dziecinko - uśmiechnął się lekko do mnie. Czy on właśnie nazwał mnie dziecinkom. Nie zastanawiając się dłużej poszłam do swojej sali. Kiedy weszłam do środka zauważyłam że każdy już śpi, więc podeszłam na paluszkach do swojego łóżka i się położyłam. Było ono strasznie niewygodne no ale cóż ... Przekręcałam się z jednego boku na drugi, aż po trzydziestu minutach zasnęłam.

~*~
 
I mamy nowy rozdział. Przepraszam że taki krótki, wiem że nic się w nim nie dzieje, ale myślę że mi to wybaczycie. Proszę komentujcie to motywuje i tym samym wiem że to ktoś czyta.
Do następnego :)


sobota, 18 kwietnia 2015

4 " Stop laughing "

Lily Pov's

Od razu kiedy wstałam poszłam wziąć prysznic. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w kierunku kuchni. Rodziców jak zwykle nie było, już mnie to męczyło. Chyba zapomnieli o tym że mają nastoletnią córkę, która potrzebuje rozmowy z nimi, ale nie ważne. Usmażyłam sobie naleśniki i poszłam do salonu. Kiedy zjadłam posiłek odniosłam talerz do zmywarki i od razu wyszłam z domu. Wyciągnęłam z kieszeni swojego iPhone i słuchawki, po czym włączyłam muzykę. Na szczęście dzisiaj już piątek, i ostatni dzień w tamtym miejscu. Droga do szkoły szybko mi zleciała. Kiedy weszłam na teren szkoły od razu zauważyłam najbardziej popularną i podobno niebezpieczną paczkę - zaczynam w to wierzyć - czyli Justina i jego kumpli. Przeszłam obok nich bez słowa, lecz czułam na sobie ich wzrok. Przyśpieszyłam kroku i szybko doszłam do szafek. Kiedy zaczęłam wyciągać książki zadzwonił dzwonek na lekcje, nie wiem jakim sposobem znów się spóźniłam na lekcje bo przecież wyszłam dwadzieścia pięć minut przed lekcjami, a najgorsze było to że nie mogłam nigdzie znaleźć Rose. Możliwe że jej nie ma a to dla mnie najgorsze wyjście. Szłam tak zamyślona do puki na kogoś nie wpadłam. Podniosłam wzrok, a wtedy zobaczyłam szkolną diwę Ashley wraz z jej psiapsiółkami
     - Uważaj jak chodzisz ciemnoto - warknęła, była cała czerwona ze złości ale ja nie mogłam powstrzymać śmiechu, wyglądała jak pomidor połączony z burakiem. Wtedy zaczęłam niekontrolowanie się śmiać
     - Z czego tak rżysz - wpatrywała się na mnie takim wzrokiem jak by miała mnie zaraz zabić. Wyglądała przekomicznie, zaczęłam jeszcze głośnej się śmiać
     - Nie denerwuj się tak bo ci jeszcze żyłka pęknie - wydusiłam między napadami śmiechu, w tym momencie poczułam jak ktoś ciągnie mnie w swoją stronę. Kiedy stanęłam na przeciwko tej osoby zauważyłam że to był Justin
     - Czemu przerwałeś mi tą fajną zabawę - zapytałam z udawanym wyrzutem i poważną miną, ale nie potrafiłam jej długo utrzymać bo zaraz znowu zaczęłam się śmiać
     - Przestań - syknął chłopak patrząc na mnie srogo, nie wiedziałam o co mu chodzi, przecież nic nie robiłam
     - Ale co robię - popatrzyłam na niego z miną zbitego szczeniaczka
     - Przestań się śmiać - westchnął cicho - Po co zadajesz się w rozmowy z tą sztuczną lalą - wydawał się być zdziwiony, ja nic w tym dziwnego nie widziałam ale niech mu będzie
      - Po prostu na nią niechcący weszłam, a teraz przepraszam ale muszę iść na lekcje - próbowałam go ominąć ale złapał mój nadgarstek
     - Zamierzasz iść na dziesięć minut lekcji? - uniósł lekko brew do góry, zastanawiałam się chwilę i doszłam do wniosku że na te parę minut nie opłaca się przychodzić jak i tak większość już  z niej przegapiłam, pokręciłam przecząco głową
     - Tak myślałem - uśmiechnął się lekko i pociągnął mnie za sobą - A może pójdziesz dzisiaj na wagary? - popatrzył się na mnie. I znowu zaczęłam rozmyślać, pomyślałam że przecież jeszcze nigdy nie opuściłam ani jednej lekcji więc ten jeden dzień nie zrobi większej różnicy
     - Ok - odpowiedziałam cicho i poszłam za nim w stronę jego samochodu. Jechaliśmy w ciszy kiedy nagle poczułam że Jus zwiększył prędkość. Nie wiedziałam co się dzieje, jedyne co robiłam to patrzenie się na niego z przerażeniem. Jechał tak jeszcze przez chwile aż wreszcie zwolnij
     - Co to było!? - przełamałam strach do niego i wrzasnęłam na cały głos - Nie ważne - odpowiedział spokojnie, nawet się na mnie nie popatrzył - No właśnie ważne! - krzyknęłam, byłam na niego wściekła - Nie przesadzaj, uspokój się - powiedział tak jakby nic nigdy się nie wydarzyło
     - Zatrzymaj samochód - powiedziałam cicho, już nie miałam siły na krzyczenie
     - Co? - popatrzył się na mnie zszokowany - Powiedziałam żebyś zatrzymał samochód - odpowiedziałam spokojnie wpatrując się w przednią szybę, nie miałam zamiaru się na niego patrzeć
     - Po co? - on jest głupi czy głupi? Miałam mu odpowiedzieć a po co zatrzymuje się samochód ale nie chciałam wszczynać niepotrzebnej kłótni
     - Chcę wysiąść - popatrzyłam na niego wzrokiem którym nie przyjmuję odmowy, cicho westchnął i zatrzymał się na przystanku, bez zastanowienia się wyszłam trzaskając za sobą drzwiami. Szłam w stronę domu, za sobą usłyszałam jeszcze pisk opon i auta już nie było. Z tego co zauważyłam znajdowałam się dość daleko od domu - gdzie ten chłopak mnie wywiózł - pomyślałam. Przyszedł czas na przejście przez ulicę, popatrzyłam w oby dwie i nie zauważyłam żadnego samochodu więc zaczęłam przechodzić. Byłam w połowie drogi kiedy usłyszałam klakson samochodu i później ciemność. Straciłam przytomność.

~*~
 
Wiem że w tym rozdziale nic się nie dzieje a koniec jest oklepany i za to bardzo przepraszam. Pomyślałam sobie, że Lily ciągle tak wraca do domu i nic się nie dzieje i tak wpadł mi ten pomysł do głowy. Mam jeszcze jedno pytanie, a mianowicie: wolicie żeby żeby rozdziały były dłuższe ale rzadziej się pojawiały czy krótsze tak jak ten ale pojawiały się najdłużej do pięciu dni ...
 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

3 " Not so fast "

Lily Pov's

Następnego dnia szłam do szkoły modląc się żeby nie było tam Jutina. Przez całą drogę oglądałam się za siebie bojąc się że znowu mnie śledzi. Kiedy weszłam na posesję na której stał budynek który nazywano szkołą, nie było jego ani kumpli. Szczerze mówiąc bardzo się cieszyłam z tego powodu bo miałam już dosyć tego ciągłego zatrzymywania mnie a później grożenia. Weszłam do szkoły i kierowałam się w stronę szafek, kiedy nagle ktoś " powiesił się " na moich ramionach
     - Hej Lily - powiedziała z wielkim entuzjazmem jak i z ogromnym uśmiechem na ustach Rose, może nie znam jej za dobrze ale jeszcze nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej i mam wrażenie że musiało się cos stać
     - Hej, co się stało że jesteś taka wesoła? - zapytałam uśmiechając się lekko idąc w stronę mojej szafki
     - Czy coś się musiało stać żebym była w dobrym humorze? - spytała wyciągając książki wraz ze mną, cieszę się że wszystkie lekcje mamy razem bo inaczej nie wiem co by się stało. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka, który informował że rozpoczęła się lekcja. Wraz z Rose ruszyłyśmy w stronę klasy w której teraz miałyśmy mieć lekcje. Kiedy weszłyśmy do sali usiadłyśmy na swoim miejscu, a zaraz po nas weszła druga z kolei najgorsza nauczycielka zaraz po pani Poppins, pani MacNeal. Uczy ona chemii i jest jedną z najsurowszych nauczycieli, jeśli jej ktoś podpadnie to po niem. Wiem to bo ona uczyła w mojej poprzedniej szkole w Kanadzie i szczerze mówiąc kiedy odeszła z tamtej szkoły liczyłam na to że już nigdy jej nie potkam, a jednak...
     - A teraz do odpowiedzi podejdzie... - byłam pewna że mnie wybierze, zawsze jak pytała to zaczynała ode mnie. Ja byłam jedną z tych osób które jej podpadło, nawet nie wiem za co
     - Lily Williams - powiedziała patrząc się na mnie tym swoim wzrokiem którym mogłaby zabić. Jestem pewna że myśli że nic nie umiem i będzie mogła mi dać jedynkę, niedoczekanie. Uśmiechnęłam się cwaniacko i podeszłam do jej biurka. Kiedy odpowiedziałam na wszystkie jej pytania nawet bez zająknięcia zobaczyłam w jej oczach... zawiedzenie? Czyli co? Cieszyłaby się gdybym na nic nie odpowiedziała i bym dostała jedynkę. Nie rozumiem tej baby. Usiadłam z powrotem do swojej ławki, tym czasem moja ukochana pani MacNeal - czujecie ten sarkazm - pytała jeszcze inne osoby. Po dzwonku na przerwę zaczęliśmy się pakować, gdyby ktoś zaczął wcześniej automatycznie dostałby uwagę. Ta baba zawsze lubiła przetrzymywać, bylebyśmy stracili przerwę.
Resztę lekcji minęło całkiem spoko. Miałam już wychodzić ze szkoły kiedy zatrzymała mnie Rose
     - Może cię odwiozę? - spytała lekko się uśmiechając. Ta dziewczyna była cudowna, wiedziała kiedy może gadać i się śmieć a kiedy być cicho. Kochałam takich ludzi
     - Nie, przejdę się. Dziękuję - odpowiedziałam i wyszłam z budynku. Nie chciało mi się iść przez miasto więc poszłam bardziej " poboczem ". Szłam przez las, to był jedyny skrót. Nagle potknęłam się o gałązkę, dlatego nie lubiłam tędy chodzić. Zanim zdążyłam się sama podnieść ktoś już to zrobił. Kiedy stałam na przeciwko tej osoby, zauważyłam czekoladowe tęczówki i wtedy już wiedziałam że to nie mógł być kto inny jak Justin
     - Przepraszam ale muszę iść - powiedziałam trochę wystraszona. Byłam w lesie, było ciemno i przede wszystkim byłam sama z NIM. Bałam się go i to nie na żarty
     - Nie tak szybko, najpierw wytłumacz mi dlaczego chodzisz sama o godzinie... - wyciągnął z kieszeni swojego iPhone i popatrzył na godzinę - 17:49 po lesie? - dokończył pytanie z uniesioną brwią do góry
     - Wracam ze szkoły - odpowiedziałam bez żadnych emocji, chociaż w środku krzyczałam jak mała dziewczynka
     - Czemu akurat lasem? - co go to obchodziło. Wydawał się być już trochę podirytowany tym że mu jeszcze nie odpowiedziałam
     - Nie chciało mi się iść przez miasto więc poszłam na skróty - odpowiedziałam próbując się wyrwać z jego uścisku, ale to nic
     - Ok - cicho westchną i pociągnął mnie za sobą. Byłam zdezorientowana, gdzie on mnie ciągnie. Chyba jest nienormalny myśląc że gdzieś z nim pójdę. Popatrzyłam na niego pytająco
     - Nie pozwolę żebyś sama szła przez ten las, jest tu niebezpiecznie - odpowiedział jakby wiedział o co chciałam zapytać. Nawet nie zauważyłam kiedy znajdowałam się koło jego samochodu
     - Wchodź - powiedział, nie wiedziałam czy wsiąść czy skorzystać z okazji i uciec, spojrzałam na niego jeszcze raz a ten posłał mi zachęcający uśmiech więc wsiadłam.
jechaliśmy w ciszy do czasu kiedy się odezwał
     - Nie boisz się wsiadać do samochodu obcego faceta? - zapytał z nutką ciekawości w głosie, jednak nie odpowiedziałam
     - Dobra - westchnął - To podał mi swój adres to cię podwiozę pod twój dom - popatrzył się na mnie przez sekundę i znów wlepił wzrok w przednią szybę
     - High Line 24 - odpowiedziałam bez emocji. Reszta drogi minęła w ciszy. Nagle usłyszałam jak mówi że już jesteśmy
     - Dzięki - odpowiedziałam uśmiechając się lekko i wysiadłam z jego samochody, usłyszałam za mną jeszcze ciche nie ma za co i weszłam do domu. Już nawet nie miałam siły zrobić sobie jedzenia. Poszłam do swojego pokoju, wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Od razu usnęłam.
 
~*~
 
Oto trzeci rozdział. Postanowiłam dodać nowy jako przeprosiny za to że musieliście tak długo czekać na poprzedni. Myślę że się spodoba :)

sobota, 11 kwietnia 2015

2 " It's not over yet "

Lily Pov's

     - Lily wstawaj, bo się spóźnisz do szkoły! - do moich uszu dobiegł głos mamy, od razu wstałam i poszłam do łazienki.  Wzięłam prysznic i wyszłam ubrana w wcześniej przygotowane przeze mnie ubrania. Zeszłam do kuchni i zauważyłam naleśniki a koło nich leżała karteczka, którą zostawiła mi mama

                         
                          Córeczko, ja z tatą jedziemy już do pracy.
                          Na blacie masz naleśniki, które szybko
                          usmażyłam. Resztę rzeczy masz w szafce.
                          Chciałam Ci również powiedzieć, że prosto
                          po pracy jedziemy na delegację, wiec
                          zajmij się domem i masz chodzić do szkoły!
                                                              Pamiętaj że cię kochamy
                                                                  Mama i tata ;*


I znowu gdzieś jadą. Czasami się zastanawiam czy w ogóle pamiętają o tym że jestem jeszcze dzieckiem i nie poradzę sobie ze wszystkim. Nie myśląc już o tym  wzięłam do ręki naleśnika i zaczęłam go jeść. Nagle mój telefon zawibrował

Od: Nieznany
Hey Lily, podaj mi swój
adres to przyjadę po ciebie
Rose :)

Znamy się od wczoraj a już chce po mnie przyjechać - pomyślałam. Bez zastanowienia się podałam jej swój adres i od razu zmieniłam jej nazwę, przy okazji spojrzałam na zegarek, miałam jeszcze jakieś trzydzieści minut, więc usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Po paru minutach usłyszałam dzwonek do drzwi, wstałam ze swojej bardzo wygodnej kanapy i poszłam by je otworzyć. Kiedy je uchyliłam zobaczyłam Rose 
     - Hey Lily, gotowa? - zapytała za uśmiechem na ustach - Już idę - odpowiedziałam i wyszłam z domu i ruszyłam w kierunku jej samochodu, zastanawiałam się skad ta dziewczyna ma tyle pieniędzy. Kiedy wsiadłyśmy do auta i włączyłam radio, jechałyśmy w ciszy. Lily zaparkowała pod ogromnym budynkiem i wysiadłyśmy
     - I jak podoba ci się mój samochód? - zapytała mnie znienacka - Jest niesamowity - odpowiedziałam chyba ze zbyt wielkim entuzjazmem bo się zaśmiała, miałam jej coś odpowiedzieć ale zauważyłam tego samego chłopaka co wydarł się na mnie wczoraj. Był jak zwykle cudowny, Lily o czym ty myślisz - skarciłam się w myślach. Kiedy się ocknęłam zauważyłam że Rose weszła już do szkoły więc ruszyłam za nią. Nagle poczułam szarpnięcie, kiedy się odwróciłam zobaczyłam jego
     - Wiem że jestem przystojny, ale nie musisz się tak na mnie gapić - powiedział z cwanym uśmieszkiem, usłyszałam cichy śmiech jego kumpli na co się odwróciłam i zamierzałam pójść ale znowu mnie przyciągnął do siebie
     - Mnie się nie ignoruje, rozumiesz!? - krzyknął tak głośno, że aż niektórzy uczniowie się odwrócili. Właśnie się dowiedziałam ze jest strasznie bipolarny. Z transu wyrwał mnie kolejny jego krzyk
     - Spytałem się czy rozumiesz!? - właśnie zadzwonił dzwonek na lekcje a ja nie chciałam się spóźnić więc przytaknęłam i odeszłam. Czułam na sobie wzrok jego jak i kumpli
     - To jeszcze nie koniec - warknął na tyle głośno żebym go usłyszała, jednak nie przejmowałam się nimi, jedynym czym się martwiłam to tym że znowu się spóźnię na lekcje, a ta baba była straszna. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam potrzebne książki po czym poszłam w kierunku klasy. Gdy weszłam do środka wzrok wszystkich został skierowany na mnie, wraz z tym pani Poppins
     - Dzień dobry to już nie łaska powiedzieć - odezwała się srogim głosem. Może uczę się dobrze i mam same piątki ale to nie oznacza że moje zachowanie jest takie same. Jeśli myślała że się jej przestraszyłam to była w błędzie
     - Dzień dobry pani Poppins - odpowiedziałam na odczep się i usiadłam na swoim miejscu, ta baba strasznie mnie irytowała. Ona coś tam gadała nawet nie wiedząc że nikt jej nie słucha. Każdy zajmował się sobą, grał w gry na telefonie, siedział na tt lub fb albo rozmawiali ze sobą. W sumie chyba tylko ja siedziałam i patrzyłam na zegar. Kiedy zauważyłam że do końca lekcji zostało trzy minuty zaczęłam się pakować.

*

Kiedy wyszłam ze szkoły była godzina 17:28. W Kanadzie kończyłam trzy godziny wcześniej i wtedy mówiłam że to długo. Teraz wiem że się myliłam, no ale na litość boską jak można mieć tak dużo zajęć nawet nie mam czasu na naukę.
W trakcie drogi do domu zauważyłam tego samego chłopaka, jeśli pamiętam ma na imię Justin. Miałam dziwne wrażenie że cały czas mnie obserwuję, chyba zaczęłam się go bać.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej przyśpieszyłam kroku. Oto takim sposobem doszłam do domu. Byłam bardzo głodna więc od razu skierowałam się do kuchni, gdzie zjadłam naleśniki które zostały mi jeszcze ze śniadania. Jak mama zacznie gotować to nie może przestać, zawsze tak dużo robi jedzenia że czasami zostawało jeszcze na drugi dzień. Kiedy zjadłam wzięłam swój plecak i poszłam na górę do swojego pokoju. Wyciągnęłam książki i zaczęłam się uczyć na jutrzejszy sprawdzian.
Kiedy zamknęłam podręczniki od razu wzięłam do ręki mojego iPhone żeby sprawdzić która godzina. Nie wierzyłam że uczyłam się blisko dwie godziny. Zmęczona poszłam do łazienki gdzie wzięłam prysznic i od razu  się tam przebrałam. Po wczorajszym smsie wolałam być ostrożna, byłam pewna że ktoś cały czas mi się przygląda. Nie myśląc o tym dalej położyłam się do łóżka i od razu usnęłam.

 
~*~
 
Oto drugi rozdział!
Po pierwsze chciałam przeprosić że ten rozdział pojawia się tak późno. Nie wiem jak to wytłumaczyć, postaram się dodawać rozdziały co tydzień ale nic nie obiecuję. W tym tygodniu miałam dużo nauki a sprawdziany czy kartkówki pojawiały się co drugo dzień. Jeszcze raz bardzo przepraszam :(
 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ

czwartek, 2 kwietnia 2015

1 " Forbid me? "

Lily Pov's

Dziś był mój pierwszy dzień w tej szkole, bardzo się denerwowałam. Chciałam wypaść jak najlepiej, po wzięciu prysznica ubrałam się w moje najlepsze ubrania po czym zeszłam na dół do kuchni gdzie spotkałam moją mamę - Denerwujesz się pierwszym dniem w nowej szkole? - zapytała się - Troszeczkę - posłałam jej lekki uśmiech - Nie ma czym - uśmiechnęła się ciepło - Pamiętaj że jesteś najlepsza - powiedziała jeszcze żeby dodać mi otuchy - Dobra mamo, nie chcę się spóźnić już pierwszego dnia - powiedziałam i wyszłam z domu. Kiedy weszłam na teren szkoły zadzwonił dzwonek na lekcje - świetnie się zapowiada - pomyślałam. Od razu kiedy weszłam do środka skierowałam się w stronę sekretariatu gdzie dostałam książki i podział lekcji. Szybkim krokiem podeszłam pod moją szafkę. Szybko schowałam niepotrzebne książki i ją zamknęła. Szłam w stronę klasy kiedy na kogoś wpadłam i wypadły mi książki, schyliłam się żeby je pozbierać - Czekaj, pomogę ci - usłyszałam łagodny głos dziewczyny, miała piękne brązowe oczy - Dziękuję - odpowiedziałam lekko się uśmiechając - Jesteś nowa, prawda? - zapytała - Tak - powiedziałam krótko - Jaką masz teraz lekcje? - zapytała - Matematykę z panią Poppins - uśmiechnęłam się nieśmiało - Tak jak ja - odpowiedziała - Z tego wszystkiego zapomniałam ci się przedstawić, jestem Rose - ona ma śliczny uśmiech - A ja jestem Lily, miło cię poznać - A teraz choć bo ta stara baba da nam uwagi - mówiąc to zaczęłyśmy biec. Kiedy weszłyśmy do klasy wszyscy się na nas popatrzyli, również matematyczka - Gdzie panienki były, nie wiecie że lekcje się zaczęły? - zapytała ze srogim spojrzeniem - Przepraszamy - odpowiedziała Rose - Dobrze a teraz usiądźcie - strasznie mi się przyglądała - Nie widziałam cię wcześnie - odezwała się nagle - Tak, jestem nowa - uśmiechnęłam się niepewnie - Opowiedz na coś o sobie - to se baba wymyśliła - pomyślałam - Nazywam się Lily Williams i mam 16 lat, przeprowadziłam się tu z Kanady - wszyscy się na mnie tak patrzyli jak bym miała z pięć głów - Dobrze a teraz usiądź.
Przez całą lekcje gadałyśmy z Rose, siedziałam z nią w jednej ławce. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę wszyscy wybiegli z klasy. Poszłam z moja nowo poznaną koleżanką na lunch przed szkołę - I jak ci się podoba w nowej szkole? - spytała nagle - Jest fajnie, pierwszy dzień i już poznałam swoja przyjaciółkę - Dziękuję - odpowiedziała uśmiechając się serdecznie, nagle moja uwagę przykuło dwóch chłopaków kłócących się ze sobą - Nie patrz w tamtą stronę, jak cię zauważą to po tobie - odezwała się Rose ale za późno, jeden z nich podszedł do mnie - Co się gapisz, mamusia cię nie nauczyła ze nie wolno podsłuchiwać? - wyglądał na nieźle wkurzonego - Co, języka w gębie zabrakło? - zapytał głośniej - A co, zabronisz mi? - nagle dostałam przypływu odwagi - Tak! - wrzasną - To moja szkoła, ja w niej żądzę, zrozumiałaś!? - jeszcze nigdy nie widziałam tak wściekłego człowieka - A ty - zwrócił się do Rose - Pilnuj lepiej swojej przyjaciółeczki, bo nigdy nie wiadomo co może jej się stać, prawda? - zapytał z cwanym uśmieszkiem, a ona tylko przytaknęła - Mówiłam żebyś się nie patrzyła w tamtą stronę! - krzyknęła - Teraz będę się o ciebie martwiła, myślała czy nic ci się nie stało, ten człowiek jest nieobliczalny - popatrzyła na mnie z żalem, może i nieobliczalny ale tez niesamowicie przystojny - pomyślałam.
Kiedy weszłam do domu od razu pobiegłam do swojego pokoju. Byłam trochę przestraszona, miałam wrażenie jakby ktoś przez całą drogę za mną szedł a jak się odwracałam to nikogo nie było. Postanowiłam już nad tym nie myśleć, zeszłam do kuchni żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Nie chciało mi się robić nie wiadomo czego więc wyjęłam z lodówki mleko i płatki. Gdy zjadłam poszłam do pokoju, nie było nikogo w domu bo rodzice pracowali więc przebierałam się w pokoju, kiedy nagle zawibrował mój telefon

Od: Nieznany
Na przyszłość zasuń rolety
bo każdy cię widzi ;)

Zdenerwowana podeszłam do okna żeby zobaczyć czy ktoś stoi na podwórku, jednak nikogo nie było. Była godzina 17:49, podobno fajnie jest chodzić do szkoły na dziesiątą, ja jednak tego nie powiem bo wracam do domu o siedemnastej. Pomyślałam że jest jeszcze za wcześnie żeby iść spać więc włączyłam sobie jeden z moich ulubionych filmów: Dziewczyny z drużyny. Po obejrzeniu filmu nie wiedziałam co zrobić żeby mi się nie nudziło, weszłam jeszcze na tt, przeczytałam parę twittów po czym odłożyłam telefon na stolik i położyłam się spać.

 
~*~
 
Mamy już 1 rozdział, wiem że jest trochę oklepany ale później będzie lepiej.
Myślę że może być, sami oceńcie =)
 


środa, 1 kwietnia 2015

Prolog

Zacznę od przedstawienia się, nazywam się Lily Williams mam 16 lat i jestem najlepszą uczennicą. Niedawno przeprowadziłam się z rodzicami z małego miasteczka w Kanadzie do Nowego Yorku. To oczywiste że nie chciałam się przeprowadzać, w Kanadzie miałam resztę rodziny, przyjaciół i oczywiście szkołę ale musiałam, to wszystko przez awans taty, powinna się cieszyć ale nie potrafię. Już pierwszego dnia poznałam świetną dziewczynę, która jest teraz moją najlepszą przyjaciółką, nazywa się Rose Foster. Ona jedyna mnie rozumiała, pomagała mi i mnie wspierała, chroniła i pocieszała. Poznałam także szkolną "księżniczkę", konkretnie to Ashley Watson która nigdzie się nie ruszała bez swoich psiapsiółek. Byłam zwykłą nastolatką która miała swoich wrogów jak i przyjaciółkę do czasu kiedy zjawił się on, chłopak który był strasznie tajemniczy, nikomu nic nie mówił. Chodziły plotki że jest dilerem, że należy do gangu. Szczerze w to nie wierzyłam ale pewnego dnia zobaczyłam to na własne oczy ...

~*~
 
Oto prolog, może nie mówi bardzo dużo ale to zawsze coś. Dowiesz się co dalej czytając One Last Time. Zapraszam też to czytania mojego drugiego ff :*
 
incomprehensionn.blogspot.com