niedziela, 24 maja 2015

9 " I was helpless "

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM

Justin's Pov

Ucieszony, że wreszcie może oczyszczony z zarzutów w związku z wypadkiem Lily, chciałem jak najszybciej do niej pojechać i powiedzieć co się stało. Wpadłem do szpitala ucieszony jak małe dziecko zabawką, które dostało pod choinkę. Kiedy wszedłem do sali nagle stanąłem jak wryty, była pusta. Wiedziałem że musiało się coś stać. Pobiegłem do dyżurki lekarskiej żeby dowiedzieć się, gdzie jest Lily.
          - Teraz nie mam czasu, Lily jest na OIOM-ie jest z nią źle, właśnie do niej biegnę - zanim zdążyłem coś powiedzieć lekarz się wtrącił. Od razu pobiegłem za nim, przez szklane drzwi zobaczyłem jak ją reanimowali. Trwało to z 20 minut, poczułem się jak dziecko, tym razem bezradne. Nie mogłem powstrzymać łez, nie wiedziałem co mam robić. Zauważyłem lekarza kierującego się w moją stronę. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie uważnie
          -  Nie będę owijać w bawełnę ... - był bardzo poważny, a wiedziałem że jeżeli lekarze mówią takim sposobem, to musi byś źle. Spojrzał mi w oczy i zaczął mówić
          - Jeśli nie znajdzie się dawcy w ciągu dwóch tygodni, ona umrze. Na razie jest w śpiączce farmakologicznej co pozwoli jej trzymać się przy życiu, ale radzę się pospieszyć... - wstał i odszedł. Nie mogłem czekać. Zadzwoniłem do mojej mamy, chciałem się dowiedzieć czy coś udało im się zrobić w tej sprawie. Odebrała po trzech sygnałach
          - Cześć synku, jak tam u ciebie? - spytała entuzjastycznie. Ta kobieta miała niezwykłe podejście do życia
          - Źle - odpowiedziałem ponuro i znowu zacząłem płakać, co od razu zauważyła moja rodzicielka. Nawet nie musi mnie widzieć a wie co robię
          - Justin co się stało? - zapytała poważniej. Słyszałem w jej głosie przejęcie i zdenerwowanie
          - Z Lily jest źle, lekarz powiedział, że jeśli nie znajdziemy dawcy do dwóch tygodni ona umrze. Rozumiesz, umrze ?! - wydarłem się i zacząłem płakać jak małe dziecko. Nie wiedziałem co bym zrobił gdyby jej zabrakło ...
          - A-ale jak to? - zająkała się i wręcz widziałem to jak zaczęła płakać
          - Zadzwoniłem spytać się, czy już coś załatwiliście - powiedziałem z nadzieją w głosie. Podniosłem głowę i zauważyłem pielęgniarki, które patrzyły na mnie ze współczuciem
          - Tak, tak już wszystko załatwione. Tata sprowadził najlepszego lekarza, który pomoże Lily. Przyjedziemy za dwa dni, czekaj na nas - powiedziała z drżącym głosem i rozłączyła się. Postanowiłem pójść do niej
          - Proszę pana, tam nie wolno wchodzić - usłyszałem kobiecy głos i odwróciłem się. Zauważyłem starszą kobietę uśmiechającą się do mnie słabo
          - Czy pani wie jak ja się czuję? Proszę, chociaż na chwilę - zacząłem ją błagać. W tej chwili mógłbym nawet paść na kolana i prosić ją, żeby pozwoliła mi tam wejść
          - Nie wiem jak pan musi się czuć, ale wiem że nie mogę pana tam wpuścić.
 Przykro mi - nie zamierzałem z nią dyskutować. I tak do niej wejdę, tylko jak ta baba sobie pójdzie. Na razie pojechałem do szkoły, żeby poinformować o wszystkim jej przyjaciółkę. Mamy razem wszystkie lekcje, stąd wiem że ma jeszcze trzy godziny, ale mogę się założyć, że w takiej sytuacji nauczyciele ją puszczą. Właśnie zadzwonił lekcję na matematykę. Ugh, będę musiał patrzeć na taż wredną, ropuchę. Wszedłem do sali, wszyscy skierowali swój wzrok na mnie
          - O pan Bieber, postanowiłeś przyjść na lekcję? - udawała zaskoczoną, jak ona mnie wkurwiała
          - Nie, przyszedłem porwać Rose - powiedziałem, i nie przejmując się nikim skierowałem się w stronę jej ławki i chwyciłem ją za rękę żeby wstała. Ciągnąłem ją za sobą. Nagle na drodze stanęła nauczycielka
          - Co ty wyprawiasz? - podniosła trochę głos, na co w klasie zrobiło się tak cicho jak nigdy
          - Już mówiłem, porywam Rose - nie przejąłem się nią, ominąłem nauczycielkę i zacząłem iść dalej
          - Będziesz miał problemy Justin - powiedziała jakby ... z przejęciem? No nie wierzę, jeszcze tego brakowało, żeby to coś się o mnie martwiło
          - Mam w dupie ciebie i te problemy - warknąłem zirytowany i wyszedłem. Dziewczyna zaczęła się wyrywać, ale przygwoździłem ją do ściany i powiedziałem jej wszystko, co się dziś wydarzyło. Zaczęła płakać. Powiedziała że tam jedzie, ale nadal woli autobusem niż ze mną i poszła - ona się nigdy nie zmieni - pomyślałem o poszedłem. Postanowiłem że przejdę się do szpitala. Kiedy szedłem zauważyłem jakąś postać, później się przekonałem że to mój "szef". Wiedziałem że to nie przypadek, i że mam przerąbane.
          - Witaj Bieber - uśmiechnął się cwaniacko - Mam takie pytanie... bo dziś rano widziałem Lucasa, i co mnie zdziwiło on był cały i zdrowy. Dlaczego go nie zabiłeś? - widziałem że był nieźle wkurzony - Bo kiedy wszedłem do jego domu i zobaczyłem całą rodzinę to zrobiło mi się go żal - powiedziałem szczerze, pewnie pomyślał że mięczak ze mnie, no ale kurde, znam się z Lucasem od pieluchy
          - No dobra, a kto zapłaci za niego - spytał zniecierpliwiony i spojrzał na mnie surowo
         - Ja ... tylko daj mi trochę więcej czasu, proszę - popatrzyłem na niego błagalnie
         - Żyjesz jeszcze tylko dla tego, że cię lubię. Masz tydzień czasu - powiedział i odszedł. Kiedy się odwróciłem zauważyłem stojącego za mną Lucasa ...

~*~
 
Oto nowy rozdział. Szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam bo pod tamtym rozdziałem było tylko 6  komentarzy. Nie sądziłam że to zrobię rozdział pojawi się wtedy kiedy będzie 10 komentarzy. Wtedy szybciej pojawi się rozdział. Proszę komentujcie ...

11 komentarzy: