niedziela, 31 maja 2015

10 " It's not your business "

Lucas Pov's

Domyśliłem się że sprawcą wypadku, o który oskarżony jest Justin, tak na prawdę jest mój brat. Zacząłem go dopytywać o tą sprawę, w wyniku czego doszło do awantury. Szlag mnie trafia o to, że człowiek, który uratował mi życie sam ma kłopoty. Zdenerwowany poszedłem do lasu, gdzie usłyszałem rozmowę. Stanąłem za drzewem i zacząłem przysłuchiwać się rozmowie, bo wydawało mi się, że rozpoznaje jeden głos
          - No dobra, a kto za niego zapłaci? - usłyszałem starszego faceta. Słyszałem po głosie, że był zdenerwowany
          - Ja ... tylko daj mi trochę więcej czasu, proszę - od razu rozpoznałem ten głos. Był to mój przyjaciel Justin, i byłem przekonany, że to chodziło o mnie
          - A tobie co się stało? Nie poznaje Cię - odezwał się nagle do Jusa zaskoczony
          - Chcę spłacić jego dług i kończę z tym.
          - Ty myślisz, że powiesz " kończę w tym " i ja ot tak się zgodzę, bo ty jesteś Justin? - zapytał z kpiną w głosie - Odpuściłem już chłopaka, nie za dużo byś chciał?
          - Pamiętasz co kiedyś dla ciebie zrobiłem ... przysługa za przysługę
            - Żyjesz jeszcze tylko dla tego, że cię lubię. Masz tydzień czasu - odpowiedział mu po czym nieznajomy odszedł. Wtedy wyszedłem zza drzewa i na niego spojrzałem
          - Dlaczego to robisz? - spytałem z wyrzutem - Bo się zmieniłem, mam swoje powody - odpowiedział i zacisnął szczękę
          - Wiem już o tym, że sprawcą wypadku był mój brat, a nie ty ...
          - Wiem o tym, byłem z tym na policji, nie musisz się wysilać - wysyczał przez zaciśnięte żeby, nie miałem pojęcia co go tak mogło zdenerwować. Wyminął mnie i odszedł.

Justin Pov's

Moją głowę zaprzątały myśli o Lily. Nie miałem pojęcia jak mógłbym jej pomóc. Pomyślałem że pojadę do szkoły, ustalić szczegóły związane z tym koncertem charytatywnym. Przecież ona nie może umrzeć, jest całym moim życiem. Gdyby wiedziała jak ją kocham, może bardziej walczyłaby o swoje życie. Spotkałem się z panią Poppins, prosić by przyśpieszyć imprezę, bo Lily zostało dwa tygodnie życia
          - O Jezus, Maryja! Dziecko co ty do mnie mówisz?! Jest aż tak źle? - pokiwałem głową
          - Biegnij do radio węzła i ogłoś, że koncert na rzecz Lily nie odbędzie się za tydzień w sobotę, tylko jutro - pierwszy raz w życiu jej posłuchałem i tam pobiegłem. Wpadłem tam i zrobiłem to, o co prosiła mnie matematyczka
          - Hey, tutaj Justin i mam do przekazania bardzo ważną wiadomość. Jak już wiecie za tydzień miała być organizowana impreza dla Lily Williams, jestem tutaj po to, aby Was poinformować, że koncert jest przeniesiony na jutro. W tym momencie liczy się każda minuta, poproście swoich rodziców i bliskich, żeby poszli na badania typowania antygenów zgodności tkankowej HLA. Pamiętajcie, że w tej chwili w naszych rękach jest życie Lily. Dziękuję za wysłuchanie - powiedziałem i wybiegłem ze szkoły. Pojechałem do szpitala, gdzie w laboratorium pobrali mi krew na zgodność tkankową HLA. Teraz zostało mi uzbroić się w cierpliwość i czekać na wyniki.

*tydzień później*

Ten tydzień był bardzo ciężki i z tego wszystkiego zapomniałem o długu, który obiecałem spłacić za Lucasa. Kiedy wszedłem do domu, czekał już na mnie szef
          - Tydzień dobroci się skończył. Masz mój hajs?
          - Słuchaj Tony ... - nie zdążyłem dokończyć bo mój szef, w ściekłości zdążył mnie uderzyć
          - Pozwól mi dokończyć - powiedziałem błagalnym głosem. Nie posłuchał mnie. Uderzył mnie jeszcze dwa razy w twarz i złapał mnie za szyję. Wtedy już nic nie mogłem zrobić. Ścisnął mnie tak mocno i na tyle długo, że zacząłem  się bać o własne życie. Gdy już traciłem świadomość i przestałem się bronić, rzucił mną o podłogę, usiadł na mnie i zaczął ponownie okładać mnie pięściami. Krzyczał "przeproś!". Na prawdę chciałem to zrobić, ale walczyłem wtedy o oddech, po duszeniu mnie. Wypowiedzenie tych słów były dla mnie niemożliwe. Nie wiem ile czasu mnie bił, ale przestał w ostatnim momencie, kiedy już dławiłem się krwią
          - Masz dwa dni - powiedział i poszedł. Leżałem jeszcze parę minut na podłodze, nim zdołałem wstać. Zadzwoniłem do Ryana i powiedziałem żeby szybko przyjeżdżał.
Gdy Ryan mnie zobaczył, tak się zdenerwował (miałem całą twarz we krwi) aż wykrzyczał, że go zabije
          - Odpuść. To moja sprawa - powiedziałem szeptem ...

~*~
 
Cześć i czołem!
Jak Wam się podoba nowy rozdział ? Mi najbardziej podoba się koniec, a Wam ? Chciałabym podziękować za ponad 12 tyś. wyświetleń, a za prawie 13 tysięcy. Bardzo za to dziękuję.
I na koniec proszę o komentowanie, to bardzo ważne. 


         

8 komentarzy:

  1. podoba mi się! ciekawe i intrygujące :)
    ps. polecam, abyś dodała gadżet obserwatorów :)
    wtedy łatwiej będzie mi śledzić twoje ff :)
    http://art-of-killing.blogspot.com/ zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy next?? Super rozdzial!! ����

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za spam
    Zapraszam Cię na moje fan fiction:
    http://18th-street-jbff.blogspot.com/
    "Życie na ulicy nie jest dla słabych. Oni zdążyli się o tym przekonać."
    http://priest-jbff.blogspot.com/
    "Zobacz, jak Justin Bieber spełni się w roli księdza!"
    http://getting-closer-jbff.blogspot.com/
    "Wrócił po niemal trzech latach, po wielu wyrządzonych krzywdach. A ja? Ja nadal nie potrafię przestać go kochać"

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka kiedy bendzie nowy rozdział? Już nie mogę się doczekać! !!! Twoja czytelniczka :* ps.dodaj jak najszybciej haha zycze wenyyyyy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, tylko wena uciekła, powiedz tak szczerze czy to ff nie jest do dupy? Bd pisać rozdział w najbliższych dniach i wreszcie jakiś dodam :)

      Usuń
    2. Będzie, tylko wena uciekła, powiedz tak szczerze czy to ff nie jest do dupy? Bd pisać rozdział w najbliższych dniach i wreszcie jakiś dodam :)

      Usuń
  5. Też czekam na next. :)

    http://incubus-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń