Lily Pov's
Rano obudziła mnie pielęgniarka mówiąc że zaraz podadzą śniadanie. Jeszcze zaspana wzięłam telefon i zobaczyłam która godzina - czy oni są nienormalni - pomyślałam, no bo kto normalny budzi kogoś o 8:12. Miałam się położyć od nowa kiedy do moich uszu dotarł głos jednej z pielęgniarek
- Panno Lily po kolacji doktor do ciebie przyjdzie, ma ci coś do powiedzenia - odpowiedziała i słabo się uśmiechnęła. Nie wiem czego się spodziewać, wczoraj miałam jeszcze robione badania a jutro miałam wyjść i myślę że to nie zapobiegnie zmianom. Chwilę później otrzymałam śniadanie. Wyglądało tak samo jak i smakowało, czyli okropnie. Nie mam pojęcia co oni dodają do tego jedzenia. Chwilę po porze śniadaniowej przyszedł lekarz tak jak mówiła pielęgniarka. Jedyne co mnie zdziwiło to to że nie miał uśmiechu na ustach tylko był ... smutny i jakby zawiedziony? Podszedł do mnie powoli jakbym zaraz miała go zabić czy coś
- Wszystko w porządku? Jutro mam wyjść prawda? - powiedziałam uśmiechając się, ale kiedy zauważyłam jego grymas od razu uśmiech zszedł mi z ust - Coś nie tak? - zapytałam niepewnie, szczerze już zaczęłam się martwić
- Panno Williams - westchnął cicho siadając na krzesełku obok mnie. On nie patrzył mi w oczy, co oznaczało że cos się stało. Wiem to bo znam ludzi - Niestety zostanie pani tutaj na dłużej, nie wiem na ile dokładnie ale wyniki nie są najlepsze - przestał nagle mówić, czułam a wręcz wiedziałam że nie mówi mi prawdy. Wtedy to już całkiem się przeraziłam
- Czegoś pan mi nie mówi - popatrzyłam na niego, wtedy zobaczyłam jego smutne oczy - Proszę być ze mną szczerym, o co chodzi - nie dawałam za wygraną. Przegryzłam wargę oczekując na jakąś odpowiedź
- Ma pani białaczkę - po tych słowach lekarz wstał i wyszedł z tej sali szybciej niż wszedł. Nie wierzę w to, to nie może być prawda. Byłam gotowa na wszystko tylko nie na to. W tej chwili zaczęłam myśleć co złego zrobiłam w życiu że spotkała mnie taka kara. Zawsze słuchałam rodziców, byłam bardzo dobrą uczennicą, nawet zaczęłam przepraszać Boga za moje zachowanie w szkole i za to co mówiłam do nauczycieli, zaczęłam nawet się modlić żeby to tylko okazało się pomyłką ...
Justin Pov's
Siedziałem w salonie oglądając jakiś denny film kiedy usłyszałem jak ktoś dzwoni do moich drzwi. Niechętnie wstałem i do nich podszedłem po czym je otwarłem. Przede mną stało dwóch policjantów, jeden niski i gruby ze śmiesznym wąsikiem około 60-ki, a drugi trochę wyższy ale za to chudy miał może 30 lat może nawet nie
- Pan Bieber? - spytał się już dobrzy mi znany stary funkcjonariusz policji - Ta - odpowiedziałem niepewnie. Domyślałem się o co może chodzić, no ale przysięgam na Boga że nie potrąciłem tej dziewczyny
- Możemy wejść i porozmawiać? - odezwał się ten młodszy, ależ oni mnie irytują
- Wchodźcie - odpowiedziałem bez żadnych emocji. Kiedy wszedłem do salonu od razu wyłączyłem telewizor i usiadłem na jednym z foteli
- Czego chcecie? - zapytałem zirytowany na co ten stary dziadek odchrząknął
- Mamy do ciebie parę pytań - miał mówić coś dalej ale mu przerwałem - To już wiem, a teraz możecie wreszcie zacząć zadawać te cholerne pytania bo nie mam czasu - nie chciało mi się z nimi gadać i myślałem że jak będę dla nich nie miły to se pójdą Bieber już tyle razy przychodzili do ciebie do domu i cię aresztowali a ty nadal myślisz że jak odezwiesz się do nich nie miło to sobie pójdą, ale jesteś głupi odezwał się głos w mojej głowie
- Co robiłeś wczoraj między godzinami 16:46 a 17:09 - spojrzał na mnie surowo policjant którego znam już dobre parę lat, pierwszy raz powiem prawdę to będzie trudne
- Byłem z dziewczyną - odpowiedziałem a ci popatrzeli na mnie podejrzanie
- A jak się nazywała - powiedział tym swoim irytującym głosem młodszy policjant
- Lily Williams, a co? - rozsiadłem się jeszcze bardziej na fotelu, teraz znając życie pewnie będą chcieli mi wmawiać że to ja ją potrąciłam. Ha przeliczą się
- To pewnie wiesz że została potrącona przez samochód - obydwoje podnieśli brwi do góry - Obiło mi się coś o uszy - uśmiechnąłem się łobuzersko - Ale nie mam nic z tym wspólnego - dopowiedziałem po chwili ciszy. Obydwoje westchnęli i na siebie popatrzeli
- Opowiedz nam jak doszło wczoraj do waszego spotkania i jak według ciebie się skończyło - odpowiedział glina ze śmiesznym wąsikiem - Okey - wziąłem głęboki oddech i zacząłem nawijać - Przyszedłem do niej do szkoły. Zauważyłem ją więc do niej podszedłem, po krótkiej rozmowie chciała iść na lekcję ale jej powiedziałem że i tak za chwilę kończą się lekcje więc moim zdaniem nie opłaca się na nią iść i żeby ten dzień spędziła ze mną, chwilę się zastanawiała ale się zgodziła. Weszliśmy do mojego samochodu i jechaliśmy w ciszy do czasu kiedy zaczął się o cos awanturować i zaczęliśmy się kłócić. Później zaczęła się drzeć że chce wysiąść więc zatrzymałem się na przystanku a ona wyszła trzaskając przy tym drzwiami samochodu. Od razu odjechałem, a potem nie wiem co się z nią stało. To wszystko? - widziałem że przez całą moją opowieść słuchali w skupieniu, nie mogą się mnie o nic czepić bo o dziwo mówiłem prawdę - Nie do końca ci wierzymy ale nich ci będzie, jeszcze porozmawiamy z panną Williams i się dowiemy czy to prawda - wstali i kierowali się w stronę drzwi kiedy przyszło mi do głowy żeby przyjechać do niej do szpitala, tylko nie wiedziałem do którego - W jakim szpitalu ona leży, chce ją odwiedzić - młodszy miał już coś powiedzieć kiedy mu przerwałem - Mam na to prawo - cicho westchnęli i niechętnie mi powiedzieli - Jedź do *Mount Sinai Hospital - odpowiedział i wyszli. Chwilę po nich wyszedłem ja i wsiadłem do swojego samochodu. Jechałem 150 km/h ale co tam. Do szpitala dojechałem w dwadzieścia minut. Zauważyłem recepcjonistkę i do niej podszedłem - Gdzie leży Lily Williams - spytałem prosto z mostu nie pozwalając jej nawet na zapytanie się czy w czymś może pomóc - Jest pan kimś z rodziny - wiedziałem że zada to pytanie, irytowało mnie to że w każdym szpitalu się o to pytają o inaczej nic się nie można dowiedzieć, co za kretyn to wymyślił
- Jestem jej bratem - odpowiedziałem wysilając się na jakikolwiek uśmiech
- Drugie piętro sala numer 48 - uśmiechnęła się do mnie ale nie zwracając na nią uwagi poszedłem w stronę windy i nacisnąłem guzik. Od razu do niej wsiadłem i nawet się nie zorientowałem a już byłem na odpowiednim piętrze. Kiedy znalazłem salę i do niej wszedłem zauważyłem płaczącą w kacie łóżka Lily. Nie wiedziałem co się mogło stać, przecież było w porządku, z tego co się dowiedziałem od mojego przyjaciela miała już jutro wyjść z tego szpitala. Usiadłem obok niej ale nawet na mnie nie popatrzyła
- Co się stało? - zapytałem zaniepokojony Bieber co się z tobą dzieje, stary znowu ten cholerny głos - Odpowiedz mi - powiedziałem surowiej ale ani drgnęła - Proszę odezwij się - błagałem ją i wtedy popatrzyła na mnie swoimi załzawionymi oczami - Co jest? - odezwałem się łagodnie i ją przytuliłem - Mam białaczkę - powiedziała cicho swoim zachrypniętym głosem i odwróciła swój wzrok na szybę. Jedyne o czym myślałem że to nie może być prawda ...
~*~
*Mount Sinai Hospital - szpital znajdujący się na Manhatanie
Hej, oto nowy rozdział, miały one być dłuższe i myślę że taki może być. Naprawdę nie dam rady pisać dłuższych. Przepraszam za błędy które mogą się w nim znajdować bo nie sprawdzałam. Proszę o komentowanie, takim sposobem wiem kto to czyta i komu podoba się to co pisze :) do następnego :*