niedziela, 31 maja 2015

10 " It's not your business "

Lucas Pov's

Domyśliłem się że sprawcą wypadku, o który oskarżony jest Justin, tak na prawdę jest mój brat. Zacząłem go dopytywać o tą sprawę, w wyniku czego doszło do awantury. Szlag mnie trafia o to, że człowiek, który uratował mi życie sam ma kłopoty. Zdenerwowany poszedłem do lasu, gdzie usłyszałem rozmowę. Stanąłem za drzewem i zacząłem przysłuchiwać się rozmowie, bo wydawało mi się, że rozpoznaje jeden głos
          - No dobra, a kto za niego zapłaci? - usłyszałem starszego faceta. Słyszałem po głosie, że był zdenerwowany
          - Ja ... tylko daj mi trochę więcej czasu, proszę - od razu rozpoznałem ten głos. Był to mój przyjaciel Justin, i byłem przekonany, że to chodziło o mnie
          - A tobie co się stało? Nie poznaje Cię - odezwał się nagle do Jusa zaskoczony
          - Chcę spłacić jego dług i kończę z tym.
          - Ty myślisz, że powiesz " kończę w tym " i ja ot tak się zgodzę, bo ty jesteś Justin? - zapytał z kpiną w głosie - Odpuściłem już chłopaka, nie za dużo byś chciał?
          - Pamiętasz co kiedyś dla ciebie zrobiłem ... przysługa za przysługę
            - Żyjesz jeszcze tylko dla tego, że cię lubię. Masz tydzień czasu - odpowiedział mu po czym nieznajomy odszedł. Wtedy wyszedłem zza drzewa i na niego spojrzałem
          - Dlaczego to robisz? - spytałem z wyrzutem - Bo się zmieniłem, mam swoje powody - odpowiedział i zacisnął szczękę
          - Wiem już o tym, że sprawcą wypadku był mój brat, a nie ty ...
          - Wiem o tym, byłem z tym na policji, nie musisz się wysilać - wysyczał przez zaciśnięte żeby, nie miałem pojęcia co go tak mogło zdenerwować. Wyminął mnie i odszedł.

Justin Pov's

Moją głowę zaprzątały myśli o Lily. Nie miałem pojęcia jak mógłbym jej pomóc. Pomyślałem że pojadę do szkoły, ustalić szczegóły związane z tym koncertem charytatywnym. Przecież ona nie może umrzeć, jest całym moim życiem. Gdyby wiedziała jak ją kocham, może bardziej walczyłaby o swoje życie. Spotkałem się z panią Poppins, prosić by przyśpieszyć imprezę, bo Lily zostało dwa tygodnie życia
          - O Jezus, Maryja! Dziecko co ty do mnie mówisz?! Jest aż tak źle? - pokiwałem głową
          - Biegnij do radio węzła i ogłoś, że koncert na rzecz Lily nie odbędzie się za tydzień w sobotę, tylko jutro - pierwszy raz w życiu jej posłuchałem i tam pobiegłem. Wpadłem tam i zrobiłem to, o co prosiła mnie matematyczka
          - Hey, tutaj Justin i mam do przekazania bardzo ważną wiadomość. Jak już wiecie za tydzień miała być organizowana impreza dla Lily Williams, jestem tutaj po to, aby Was poinformować, że koncert jest przeniesiony na jutro. W tym momencie liczy się każda minuta, poproście swoich rodziców i bliskich, żeby poszli na badania typowania antygenów zgodności tkankowej HLA. Pamiętajcie, że w tej chwili w naszych rękach jest życie Lily. Dziękuję za wysłuchanie - powiedziałem i wybiegłem ze szkoły. Pojechałem do szpitala, gdzie w laboratorium pobrali mi krew na zgodność tkankową HLA. Teraz zostało mi uzbroić się w cierpliwość i czekać na wyniki.

*tydzień później*

Ten tydzień był bardzo ciężki i z tego wszystkiego zapomniałem o długu, który obiecałem spłacić za Lucasa. Kiedy wszedłem do domu, czekał już na mnie szef
          - Tydzień dobroci się skończył. Masz mój hajs?
          - Słuchaj Tony ... - nie zdążyłem dokończyć bo mój szef, w ściekłości zdążył mnie uderzyć
          - Pozwól mi dokończyć - powiedziałem błagalnym głosem. Nie posłuchał mnie. Uderzył mnie jeszcze dwa razy w twarz i złapał mnie za szyję. Wtedy już nic nie mogłem zrobić. Ścisnął mnie tak mocno i na tyle długo, że zacząłem  się bać o własne życie. Gdy już traciłem świadomość i przestałem się bronić, rzucił mną o podłogę, usiadł na mnie i zaczął ponownie okładać mnie pięściami. Krzyczał "przeproś!". Na prawdę chciałem to zrobić, ale walczyłem wtedy o oddech, po duszeniu mnie. Wypowiedzenie tych słów były dla mnie niemożliwe. Nie wiem ile czasu mnie bił, ale przestał w ostatnim momencie, kiedy już dławiłem się krwią
          - Masz dwa dni - powiedział i poszedł. Leżałem jeszcze parę minut na podłodze, nim zdołałem wstać. Zadzwoniłem do Ryana i powiedziałem żeby szybko przyjeżdżał.
Gdy Ryan mnie zobaczył, tak się zdenerwował (miałem całą twarz we krwi) aż wykrzyczał, że go zabije
          - Odpuść. To moja sprawa - powiedziałem szeptem ...

~*~
 
Cześć i czołem!
Jak Wam się podoba nowy rozdział ? Mi najbardziej podoba się koniec, a Wam ? Chciałabym podziękować za ponad 12 tyś. wyświetleń, a za prawie 13 tysięcy. Bardzo za to dziękuję.
I na koniec proszę o komentowanie, to bardzo ważne. 


         

niedziela, 24 maja 2015

9 " I was helpless "

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM

Justin's Pov

Ucieszony, że wreszcie może oczyszczony z zarzutów w związku z wypadkiem Lily, chciałem jak najszybciej do niej pojechać i powiedzieć co się stało. Wpadłem do szpitala ucieszony jak małe dziecko zabawką, które dostało pod choinkę. Kiedy wszedłem do sali nagle stanąłem jak wryty, była pusta. Wiedziałem że musiało się coś stać. Pobiegłem do dyżurki lekarskiej żeby dowiedzieć się, gdzie jest Lily.
          - Teraz nie mam czasu, Lily jest na OIOM-ie jest z nią źle, właśnie do niej biegnę - zanim zdążyłem coś powiedzieć lekarz się wtrącił. Od razu pobiegłem za nim, przez szklane drzwi zobaczyłem jak ją reanimowali. Trwało to z 20 minut, poczułem się jak dziecko, tym razem bezradne. Nie mogłem powstrzymać łez, nie wiedziałem co mam robić. Zauważyłem lekarza kierującego się w moją stronę. Usiadł obok mnie i spojrzał na mnie uważnie
          -  Nie będę owijać w bawełnę ... - był bardzo poważny, a wiedziałem że jeżeli lekarze mówią takim sposobem, to musi byś źle. Spojrzał mi w oczy i zaczął mówić
          - Jeśli nie znajdzie się dawcy w ciągu dwóch tygodni, ona umrze. Na razie jest w śpiączce farmakologicznej co pozwoli jej trzymać się przy życiu, ale radzę się pospieszyć... - wstał i odszedł. Nie mogłem czekać. Zadzwoniłem do mojej mamy, chciałem się dowiedzieć czy coś udało im się zrobić w tej sprawie. Odebrała po trzech sygnałach
          - Cześć synku, jak tam u ciebie? - spytała entuzjastycznie. Ta kobieta miała niezwykłe podejście do życia
          - Źle - odpowiedziałem ponuro i znowu zacząłem płakać, co od razu zauważyła moja rodzicielka. Nawet nie musi mnie widzieć a wie co robię
          - Justin co się stało? - zapytała poważniej. Słyszałem w jej głosie przejęcie i zdenerwowanie
          - Z Lily jest źle, lekarz powiedział, że jeśli nie znajdziemy dawcy do dwóch tygodni ona umrze. Rozumiesz, umrze ?! - wydarłem się i zacząłem płakać jak małe dziecko. Nie wiedziałem co bym zrobił gdyby jej zabrakło ...
          - A-ale jak to? - zająkała się i wręcz widziałem to jak zaczęła płakać
          - Zadzwoniłem spytać się, czy już coś załatwiliście - powiedziałem z nadzieją w głosie. Podniosłem głowę i zauważyłem pielęgniarki, które patrzyły na mnie ze współczuciem
          - Tak, tak już wszystko załatwione. Tata sprowadził najlepszego lekarza, który pomoże Lily. Przyjedziemy za dwa dni, czekaj na nas - powiedziała z drżącym głosem i rozłączyła się. Postanowiłem pójść do niej
          - Proszę pana, tam nie wolno wchodzić - usłyszałem kobiecy głos i odwróciłem się. Zauważyłem starszą kobietę uśmiechającą się do mnie słabo
          - Czy pani wie jak ja się czuję? Proszę, chociaż na chwilę - zacząłem ją błagać. W tej chwili mógłbym nawet paść na kolana i prosić ją, żeby pozwoliła mi tam wejść
          - Nie wiem jak pan musi się czuć, ale wiem że nie mogę pana tam wpuścić.
 Przykro mi - nie zamierzałem z nią dyskutować. I tak do niej wejdę, tylko jak ta baba sobie pójdzie. Na razie pojechałem do szkoły, żeby poinformować o wszystkim jej przyjaciółkę. Mamy razem wszystkie lekcje, stąd wiem że ma jeszcze trzy godziny, ale mogę się założyć, że w takiej sytuacji nauczyciele ją puszczą. Właśnie zadzwonił lekcję na matematykę. Ugh, będę musiał patrzeć na taż wredną, ropuchę. Wszedłem do sali, wszyscy skierowali swój wzrok na mnie
          - O pan Bieber, postanowiłeś przyjść na lekcję? - udawała zaskoczoną, jak ona mnie wkurwiała
          - Nie, przyszedłem porwać Rose - powiedziałem, i nie przejmując się nikim skierowałem się w stronę jej ławki i chwyciłem ją za rękę żeby wstała. Ciągnąłem ją za sobą. Nagle na drodze stanęła nauczycielka
          - Co ty wyprawiasz? - podniosła trochę głos, na co w klasie zrobiło się tak cicho jak nigdy
          - Już mówiłem, porywam Rose - nie przejąłem się nią, ominąłem nauczycielkę i zacząłem iść dalej
          - Będziesz miał problemy Justin - powiedziała jakby ... z przejęciem? No nie wierzę, jeszcze tego brakowało, żeby to coś się o mnie martwiło
          - Mam w dupie ciebie i te problemy - warknąłem zirytowany i wyszedłem. Dziewczyna zaczęła się wyrywać, ale przygwoździłem ją do ściany i powiedziałem jej wszystko, co się dziś wydarzyło. Zaczęła płakać. Powiedziała że tam jedzie, ale nadal woli autobusem niż ze mną i poszła - ona się nigdy nie zmieni - pomyślałem o poszedłem. Postanowiłem że przejdę się do szpitala. Kiedy szedłem zauważyłem jakąś postać, później się przekonałem że to mój "szef". Wiedziałem że to nie przypadek, i że mam przerąbane.
          - Witaj Bieber - uśmiechnął się cwaniacko - Mam takie pytanie... bo dziś rano widziałem Lucasa, i co mnie zdziwiło on był cały i zdrowy. Dlaczego go nie zabiłeś? - widziałem że był nieźle wkurzony - Bo kiedy wszedłem do jego domu i zobaczyłem całą rodzinę to zrobiło mi się go żal - powiedziałem szczerze, pewnie pomyślał że mięczak ze mnie, no ale kurde, znam się z Lucasem od pieluchy
          - No dobra, a kto zapłaci za niego - spytał zniecierpliwiony i spojrzał na mnie surowo
         - Ja ... tylko daj mi trochę więcej czasu, proszę - popatrzyłem na niego błagalnie
         - Żyjesz jeszcze tylko dla tego, że cię lubię. Masz tydzień czasu - powiedział i odszedł. Kiedy się odwróciłem zauważyłem stojącego za mną Lucasa ...

~*~
 
Oto nowy rozdział. Szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam bo pod tamtym rozdziałem było tylko 6  komentarzy. Nie sądziłam że to zrobię rozdział pojawi się wtedy kiedy będzie 10 komentarzy. Wtedy szybciej pojawi się rozdział. Proszę komentujcie ...

niedziela, 17 maja 2015

8 " I believe him "

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ
TO WAŻNE!!
Lily Pov's

Justin wyszedł od razu kiedy się obudziliśmy, żeby nikt nie zauważył że został tu na noc. Chwilę po wyjściu Jusa w drzwiach zauważyłam jakieś dwie postacie, pomyślałam że to może pielęgniarka przyszła wraz z doktorek lecz później zorientowałam się że to jest dwóch policjantów, którzy szli w moją stronę
          - Dzień dobry - podeszli bliżej i uśmiechnęli się w moja stronę. Wyglądało to jakby mieli to już przećwiczone i jeszcze ten miły ton głosu. Nic nie odpowiedziałam tylko popatrzyłam w ich stronę pytającym wzrokiem
          - Przyszliśmy zadać parę pytań - no chyba wiem, inaczej byście tu nie przychodzili - pomyślałam i w myślach przewróciłam oczami
          - Jak doszło do potrącenia - zapytał i patrzył na mnie uważnie. Opowiedziałam mu wszystko zgodnie z prawdą, a oni patrzyli się tylko na mnie i coś tam zapisywali w tym swoim notesie. Kiedy skończyłam pokiwali głową i wyszli.

Police Pov's

          - Nie wydaje ci się że ona coś kręci? - zapytałem swojego wspólnika, nie bardzo przekonany co do zeznań tej dziewczyny
          - Nie mam pojęcia, według mnie była całkiem przekonująca - odpowiedział mi pewnie i zatrzymał obok samochodu
          -  Tak jakby ten cały Bieber przyszedł do niej i kazał jej to powiedzieć, wydawało to mi się za bardzo wierszykowate. Jakby nauczyła się tego tekstu na pamięć i nam to ślicznie wyrecytowała. Obie wersje są takie same a nie wierzę, że to co mówił Bieber to może być prawda - odezwałem się pewny swojej racji i wsiedliśmy to radiowozu.
          - Na prawdę nie mam pojęcia co o tym mam myśleć. Może ten chłopak na prawdę mówił prawdę. Skąd wiesz że tak nie jest? - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem
          - Niech ci będzie - mruknąłem. Nagle usłyszałem głos wydobywający się przez radio, który mówił że musimy jechać do wypadku ...

Jusitin Pov's

Kiedy wychodziłem ze szpitala od Lily zadzwonił do mnie kumpel. Powiedział że mam załatwić jednego gościa bo wisi nam za dragi. Miałem mu powiedzieć że tego nie zrobię, ale rozłączył się. Wiem, obiecałem Lily że z tym skończę, no ale to sytuacja awaryjna. Kiedy podjechałem pod dom Lucasa Birda. Zauważyłem na jego podjeździe stoją jeszcze dwa inne samochody, pewnie goście - biedni, będą widzieć jak zabijam ich bliskiego - pomyślałem. Zapukałem do drzwi, chwile tam stałem aż wreszcie otworzyła jakaś starsza pani - jeszcze dzieci tu brakuje - pomyślałem. W co ten człowiek się wpakował, nawet żal mi się go zrobiło, ale praca to praca
          - Co pana tu sprowadza - zapytała kobieta wyglądającą na sympatyczną.
          - Chcę porozmawiać z Lusacem, jestem jego kumplem... - uśmiechnąłem się lekko do kobiety - Już go wołam - czekałem, aż wreszcie przyszła i powiedziała żebym wchodził do środka. Wszedłem i zobaczyłem całą rodzinkę. Chyba nie był zadowolony z mojej wizyty bo wyraźnie wyglądał na zaskoczonego
          - Wyjdźmy na teras - odezwał się nagle na co tylko pokiwałem głową
          - Widzisz jaką mam dużą rodzinę, rodzice nie pracują i ja muszę ich wszystkich utrzymać. Daj mi jeszcze parę dni - popatrzył na mnie błagalnie - Umówmy się tak, że tego długu już nie ma, do mnie już nie przychodź bo już w tym nie siedzę i ty też już w tym nie siedzisz - widziałem że był w szoku, nie wiedział jak zareagować
          - Na serio? - nie wierzył mi - Tak dziś mam dzień dobroci dla zwierząt - oboje zaczęliśmy się śmiać jak za dawnych lat - Co chcesz w zamian? - Zaopiekuj się swoją rodziną - uśmiechnąłem się szczerze - Dziękuję - Podziękuj Lily, mojej dziewczynie bo leżałbyś już martwy. Powodzenia brachu - powiedziałem i wyszedłem - teraz musze uświadomić Lily że od dziś jest moją dziewczyną - pomyślałem. Kiedy byłem pod domem moją uwagę przykuł poobijany samochód. Pomyślałem że pojadę na komendę, powiem o samochodzie i przy okazji oczyszczę się z zarzutów. Na komendzie zapytałem o funkcjonariuszy którzy prowadzili tę sprawę. Powiedziałem że mam cos ważnego do powiedzenia. Kazali mi iść do pokoju nr. 215. Kiedy wszedłem zauważyłem dwie znajome twarze
          - Już przemyślałeś sprawę i chcesz się przyznać - zapytał ten grubszy - Nie, bo nie mam się do czego przyznawać ale na ulicy Baker Street 63 stał rozbity samochód, myślę że jego właściciel miał coś wspólnego z potrąceniem Lily - odpowiedziałem
          - Dlaczego mamy Ci wierzyć - odpowiedział ten ze śmiesznym wąsikiem - Nie musicie, ale sprawdźcie to. Proszę - popatrzeli na siebie i powiedzieli żebym już poszedł.

Lily Pov's

Siedziałam z Rose która mówiła o szkole. Nawet jej nie słuchałam tylko przytakiwałam żeby nie było. Odkąd Jus wyszedł cały czas o nim myślę
          - Wszyscy Cię pozdrawiają i z dyrekcją w szkole postanowiliśmy że odbędzie się koncert charytatywny a najśmieszniejsze jest to że na tan pomysł wpadła pani MacNeal. Wszystkiego się po niej spodziewałam ale nie tego, jak taka hetera mogła wpaść na taki pomysł, no ale jak widać cuda się zdarzają - obie wybuchłyśmy śmiechem, tak głośno śmiałyśmy się, aż przyszła oddziałowa spytać czy wszystko w porządku. Pokiwałyśmy głową na tak i jeszcze głośniej zaczęłyśmy się śmiać. Zaczęła się pytać co tam z tą chorobą i wszystko jej dokładnie opowiedziałam
          - Muszę Ci coś powiedzieć - popatrzyłam na nią poważnie - Weź mnie nie strasz tylko mów - zauważyłam że się zdenerwowała
          - Justin został tu na noc i ... chyba się zakochałam - kiedy to powiedziałam miała oczy wielkości pięciozłotówki
          - Te kroplówki Ci chyba zaszkodziły, to nie jest chłopak dla ciebie. Wiesz że on jest dilerem? - zła to słowo które jej nie opisywało, ona była wściekła
          - Obiecał mi że z tym skończy - odpowiedziałam przekonana
          - Zrozum to, że on mówi to co chcesz usłyszeć a nie to co czuje - starała się mnie przekonać - Ja mu wierzę - moja pewność siebie trochę zmalała ale nie dałam jej tego odczuć
          - Jesteś naiwna - powiedziała i pokręciła głową - Nazywaj to jak chcesz ale ja mu wierzę, jestem prawie pewna że on też mnie kocha ale nie wie jak mi to powiedzieć, obiecaj że to będzie nasz słodki sekret - westchnęła głośno, powiedziała ciche obiecuję i wyszła. Zostałam sama.

~*~
 
Jak podoba Wam się nowy rozdział? Szczerze mi się podoba. Zapraszam na moje nowe ff Do Not Waste Life i zapraszam do komentowania tego rozdziału jak i prologu. Do następnego :*

niedziela, 10 maja 2015

Pytanie do Was!

Mam takie pytanie, czy chcielibyście żebym pisała drugie fanfiction. Powiem szczerze już dłuższy czas o tym myślałam to nie było tak spontanicznie, ale chciałabym się dowiedzieć czy Wy byście chcieli. Jeśli nie to odstawie je i zacznę pisać po zakończeniu tego ff. Jestem już prawie pewna waszych odpowiedzi ale tak czy tak spytałabym się Was. Można powiedzieć że mam już bohaterów i tą całą historię. Czekam na opinie, co o tym sądzicie. Do następnego rozdziału *.*

sobota, 9 maja 2015

7 " I really care about her "

Justin Pov's

Kiedy się o tym dowiedziałem, pierwszy raz w życiu nie wiedziałem co powiedzieć i jak się zachować. Poleciały mi łzy. Nie wiedziałem czy ze strachu czy z rozpaczy. Przeprosiłem ją za wczorajsze zachowanie i obiecałem jej że wszystko będzie dobrze, chociaż sam w to nie wierzyłem. Wiedziałem że muszę ją wspierać, że nie mogę się poddać. Wtedy do mnie dotarło, że w życiu są ważniejsze rzeczy jak imprezy, kumple, wyścigi i narkotyki ... Z myśli wyrwały mnie kroki, kiedy się odwróciłem dostrzegłem doktora
     - Nie będę owijał w bawełnę, potrzebny jest przeszczep szpiku i już zapisałem Cię na listę oczekujących, teraz nie pozostało nic tylko czekać - powiedział i wyszedł. Nagle do głowy wpadł mi wspaniały pomysł
- ... Wiem! Mam wpływowych rodziców, mają dużo znajomych. Poproszę ich żeby nagłośnili Twoją sprawę. Może nie mam z nimi najlepszego kontaktu ale wiem, że jak im powiem to zrobią wszystko żeby Ci pomóc, Lily. Jeszcze chwilę z nią posiedziałem, powiedziałem że przyjdę do niej później, bo muszę jechać do rodziców. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do Queens. Przez całą drogę myślałem jakie to mnie szczęście spotkało że poznałem Lily i dotarło do mnie że zaczyna mi na niej zależeć. Wszedłem do domu, mama uściskała mnie na przywitanie i zapytała czy mam jakiś problem bo nie wierzyła że pojawiłem się bezinteresownie. Poszła do kuchni zrobić nam moją ulubioną gorącą czekoladę, po paru minutach weszła do salonu trzymając dwa kubki w rękach i usiadła obok mnie
     - Powiedz co Cię trapi? - uśmiechnęła się ciepło i powiedziała że zamienia się w słuch. Zacząłem opowiadać jej wszystko od początku - Poznałem taką dziewczynę ... - nie dokończyłem bo mama cicho się zaśmiała - Noo, może już wcześniej ją obserwowałem - poprawiłem się, a uśmiech na ustach mojej matki od razu zmniejszył się - I się tak "spotykaliśmy", pewnego dnia kiedy w drodze do mojego domu pokłóciliśmy się i kazała mi się zatrzymać, to się zatrzymałem. Wysiadła i gdzieś poszła a ja odjechałem w całkiem przeciwną stronę - odchrząknęła więc przestałem mówić - No i co? Dojdź do konkretów Justin - pośpieszała mnie moja matka - Daj mi dokończyć - powiedziałem podirytowany, to jest wspaniała kobieta ale strasznie niecierpliwa - Następnego dnia od Ryana dowiedziałem się że została potrącona i do tego jestem podejrzany, ale mniejsza z tym. Postanowiłem pójść do niej do szpitala, zauważyłem że płacze więc spytałem się o co chodzi a ona powiedziała mi że ma białaczkę - powiedziałem i zamilkłem. Cisza trwała parę minut kiedy przerwało ją westchniecie mojej mamy - I chcesz żebyśmy z ojcem jej pomogli - to brzmiało bardziej jak stwierdzenie a nie pytanie, przytaknąłem głową - A zależy Ci na niej chociaż - spytała patrząc mi prosto w oczy. Nawet nie wie jak bardzo
     - Justin, jesteś moim synem i mnie nie okłamiesz, przecież widzę że zależy Ci na niej, inaczej nawet byś tu nie przyjeżdżał - ona potrafi mnie rozgryźć - No dobra, nawet nie wiesz jak bardzo mi na Lily zależy, to co pomożecie mi ... jej ? - uśmiechnęła się ciepło i przytknęła głową - Czyli ma na imię Lily, ładne imię - uśmiech nie znikał jej z twarzy, widziałem że była szczęśliwa, byłem jej wdzięczny za to że pomoże Lily - Zostaniesz na kolacji, ojciec zaraz powinien wrócić z pracy i porozmawiamy o tej sprawie - z pół snu wyrwał mnie głos mojej matki, patrzyła na mnie szczęśliwymi a za razem zmartwionym wzrokiem, jest co niesamowita kobieta, zawsze wiedziała jak mnie pocieszyć
     - Jasne - odpowiedziałem posyłając jej lekki uśmiech. Poszedłem za nią do kuchni gdzie zaczęliśmy przyrządzać kolację. Chwilę później usłyszałem przekręcanie kluczy w zamku i do domu wszedł mój ojciec, nie widziałem go 2 lata. Kiedy mnie zobaczył miał oczy wielkości pięciozłotówki - Co tu robisz? - zapytał się zadziwiony. Wszedł dalej do salonu gdzie położył swoją wielką, czarną torbę. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść
     - Co się stało, że po tak długim czasie przyjechałeś odwiedzić swoich starych rodziców? - och, czy każdy musi mówić że mam jakiś powód, no chociaż gdybym go nie miał to bym tu nie przyjeżdżał - Powiem w skrócie, moja przyjaciółka ma białaczkę i chciałbym żebyście pomogli mi - jej pomóc - widać było że się zastanawiał, ale po chwili się zgodził - Dobrze, zorientuję się co da się zrobić i dam Ci znać, czekaj na telefon - rozmawialiśmy jeszcze a kilku innych mniej ważnych sprawach. O godzinie 18 zacząłem się zbierać bo chciałem jeszcze odwiedzić w szpitalu Lily. Wsiadłem do samochodu i postanowiłem jechać drogą którą mało kto jeździ. Jadąc 160 km/h dojechałem w godzinę. Gdy wszedłem do sali zauważyłem Rose. Wiedziała już o wszystkim i patrzyła na mnie z nadzieją w oczach, wiem że chciałaby usłyszeć że już wszystko załatwione - Udało się? - usłyszałem lekko zachrypnięty, cichutki głosik Lily - Tata powiedział że jak się czegoś dowie to da mi znać - uśmiechnąłem się ciepło i usiałem obok niej - Ja już pójdę - powiedziała cicho Rose i wyszła a ja postanowiłem zostać z Lily. Położyłem się obok niej na niewygodnym łóżku szpitalnym i usnęliśmy.

~*~
 
Ogłoszenia parafialne
Przepraszam że tak długo nie było nowego rozdziału, i po tak długim czasie przychodzę do Was z tak krótkim rozdziałem, po prostu miałam blokadę i gdyby pewna osoba nie pomogła by mi go napisać to obawiam się że pojawiłby się dopiero w następnym tygodniu. Następny rozdział postaram napisać się lepszy. Jak podoba Wam się nowy wygląd bloga? Pamiętajcie o pisaniu z hasztagiem #OneLastTimeJBFF

sobota, 2 maja 2015

Informacja

Niestety to nie nowy rozdział, mam do przekazania parę informacji

1. Niestety jutro nie pojawi się nowy rozdział ponieważ moja kuzynka ma komunię i nie będę miała czasu kiedy go dodać, prawdopodobnie pojawi się w tygodniu

2. Na twitterze założyłam konto poświęcone temu fanfiction, informować o nowych rozdziałach również będę przez to konto. Kto jeszcze nie wszedł niech to zrobi @onelasttimejbff :) Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć to pytajcie na tym tt lub w zakładce kontakt  

3. Proszę o pisanie na twitterze z hasztagiem #OneLastTimeJBFF żeby rozsławić bloga, bardzo o to proszę

4. Na koniec chciałabym podziękować za ponad 5,660 wyświetleń, nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy i jak się cieszę że komuś może podobać się moje opowiadanie i że ktoś docenia moje starania. Moje pierwsze ff to była porażka i nie spodziewałam się że to odniesie 'jak dla mnie' taki sukces. Dziękuję z całego serca <3 Jesteście niesamowici :*